ZADUDNIŁO NAD KANAŁEM

Efektowny przelot dwóch myśliwców F-16 na bardzo niskim pułapie oraz desant dziesięciu skoczków spadochronowych na plażę nad Zatoką Gdańską to zdecydowanie najatrakcyjniejsze – przynajmniej dla nielicznych gapiów – punkty ćwiczeń pod kryptonimem „Zalew-23” przeprowadzonych we wtorek, 18 kwietnia 2023 w rejonie przekopu Mierzei Wiślanej. Wzięli w nich udział m.in. żołnierze 16 Dywizji Zmechanizowanej i kandydaci na żołnierzy z tzw. Wojsk Obrony Terytorialnej oraz – oczywiście w charakterze gościa specjalnego – prezydent RP Andrzej Doda wraz z towarzyszącym mu ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem.
Wytłumaczenie sensu tych pokazów sprawia niżej podpisanemu pewne trudności. Pokaz siły wobec rosyjskiego sąsiada raczej w grę nie wchodził. Zwłaszcza, że niespełna 50 km od przekopu, konkretnie w Bałtijsku znajduje się największa baza Floty Bałtyckiej z fregatami, korwetami i okrętami podwodnymi oraz potężnym niszczycielem typu „Sarycz”. Co gorsze, żadna z tych jednostek nie musiałaby nawet opuszczać portu, aby obrócić w pył całą infrastrukturę kanału łączącego Zatokę Gdańską z Zalewem Wiślanym. Wystarczyłoby odpalenie kilku rakiet „Iskander”.




Przyjmijmy raczej wersję łatwą do rozszyfrowania dla każdego obserwatora ćwiczeń. Oto kapitanat portu Nowy Świat opanowała grupa terrorystów. Do ich zlikwidowania użyto oddziałów atakujących z wody, lądu i powietrza. Akcja przebiegła wyjątkowo sprawnie i już po kilkudzięsięciu minutach „napastnicy” leżeli pokotem na ziemi. Prezydent i minister mogli złożyć wszystkim uczestnikom gratulacje, a nam – przeciętnym obywatelom – pozostaje mieć nadzieję, że umiejętności naszych żołnierzy wykorzystane zostaną wyłącznie w obronie Polski i Polaków.
Nie ukrywam jednak, że do przyjazdu na słynny „rów Kaczyńskiego” skłoniły mnie powody zupełnie inne niż chęć obejrzenia ćwiczeń pod kryptonimem „Zalew-23”. Tego rodzaju pokazów naoglądałem się aż nadto w przeszłości, włącznie z czasami, gdy mieliśmy armię trzykrotnie większą od obecnej, o jej potencjale militarnym nie wspominając. Chciałem po prostu skorzystać z obecności A. Dudy i zadać mu tylko jedno pytanie: „Kiedy odniesie się Pan do informacji zamieszczonej na portalu internetowym największej ukraińskiej telewizji TSN według której jest Pan wnukiem porucznika UPA o personaliach Mychajło Duda i pseudonimie Hrymenko?”. O tej bulwersującej, a przy tym tłumaczącej wyjątkową ukrainofilię prezydenta RP piszemy obszernie w materiale „BANDEROWSKI POMIOT W BELWEDERZE?”, toteż tam odsyłam zainteresowanych.
Aby zrealizować powyższy cel – uzasadniony zapowiedzianym w programie ćwiczeń wystąpieniem A. Dudy – zgodziłem się na wiele wyrzeczeń. Do odpowiedzialnej za akredytację dziennikarzy rzecznik prasowej 16 Dywizji Zmechanizowanej, wysłałem wszystkie dane, jakich sobie zażyczyła: od PESEL-u aż do numeru rejestracyjnego samochodu. Na miejscu okazało się, że nawet spełnienie tego ostatniego wymogu nie wystarczyło, aby zająć jedno z wielu wolnych miejsc na wyznaczonym parkingu. Zostałem odesłany kilkaset metrów dalej na pobocze drogi prowadzącej do Krynicy, dostępne także dla tych, którzy swoich „danych wrażliwych” nikomu ujawniać nie musieli.
Gdy wróciłem na wskazane miejsce zbiórki przekonałem się, że na tym nie koniec niespodzianek. Najpierw sprawdzono moje dokumenty i zawartość torby ze sprzętem fotograficznym, po czym kazano opróżnić kieszenie, a gdy wyjąłem scyzoryk nie zabrano go do jakiegoś depozytu lecz zaproponowano… ponowny kilkusetmetrowy spacer do samochodu, abym tam to groźne narzędzie zostawił. Warto zwrócić uwagę na absurdalność tego rodzaju restrykcji – dodajmy nie ostatnich bowiem doszła jeszcze dokładna „obmacywanka” i doprowadzenie do ściśle wydzielonego miejsca na nabrzeżu kanału – wobec dziennikarzy sprawdzonych wcześniej wielokrotnie i „chronionych” przed zbyt bliskim kontaktem z prezydentem wieloma barierami, włącznie z ochroną osobistą liczącą – na moje oko – co najmniej pięciu uzbrojonych osiłków.

Nie sposób też przy tej okazji pominąć refleksję natury osobistej. Od wejścia w dorosłość hołduję zasadzie: „Nawet gdy uderzysz wyjątkową kanalię, to i tak za człowieka będziesz odpowiadał”. A polityk pokroju Dudy (Kaczyńskiego, Morawieckiego itd.) to ktoś znacznie ważniejszy niż człowiek. To funkcjonariusz publiczny pod specjalną ochroną nie tylko swoich goryli ale także prokuratury i sądów. Po cóż zatem podnosić rękę na jakiegoś dyspozycyjnego pajaca ryzykując co najmniej jej złamanie i późniejsze leczenie za kratami? Zwłaszcza, jeśli ma się w odwodzie oręż znacznie potężniejszy i od momentu upowszechnienia internetu dostępny praktycznie dla wszystkich obywateli; możliwość zdemaskowania przeszłości, czynów i intencji zdalnie sterowanych politruków wszelkich barw i odmian.



Do rzeczy, czyli do Dudy… Na nic się zdało moje podporządkowanie wszystkim restrykcjom ze strony organizatorów imprezy mającej na celu okazanie determinacji i przygotowanie polskiej armii w ewentualnej obronie „rowu Kaczyńskiego” przed wrażymi terrorystami. Szlag trafił także moje godzinne wyczekiwanie przy powiewach zimnego, zatokowego wiatru najpierw na przyjazd najważniejszego z VIP-ów, a później dwukrotnie dłuższe czekanie aż tenże wyjedzie z miejsca imprezy. Owszem, wcześniej czyli w jej trakcie prezydent RP wygłosił okolicznościową mowę – z bezpiecznej odległości od dziennikarzy – lecz punktu z zadawaniem pytań nie przewidziano.

Trzygodzinne sterczenie o chłodzie i głodzie w ścisle wyznaczonym miejscu na nabrzeżu kanału miało jednak także swoje dobre strony. Pozwoliło mi mianowicie poznać jeszcze lepiej mentalność tzw. dziennikarzy mediów głównego ścieku (TVP, TVN, Polsat) i pomniejszych, rzekomo niezależnych. Wprawdzie już kilkanaście lat temu – gdy dysponowałem stałą akredytacją sejmową – nie miałem złudzeń, że mam do czynienia głównie z mobilnymi statywami do kamer, aparatów i mikrofonów, wykonującymi wcześniejsze lub przesyłane na bieżąco dyspozycje swoich szefów siedzących za biurkami w redakcjach lecz to co dane mi było zaobserwować we wtorek, 18 kwietnia 2023 roku na Mierzei Wiślanej przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia. Poniżej dwie charakterystyczne sceny.
Scena I, kompozycyjna
Na części nabrzeża, przylegającej do namiotów, z których mieli wyjść w naszą stronę A. Duda i towarzysząca mu świta stała mobilna umywalka z charakterystycznym logo firmy TOI-TOI, znanej głównie jako dostawca i wypróżniacz przewoźnych szaletów chemicznych. Pomyślałem sobie, że zdjęcie namiestnika RP przechodzącego obok „tojtojki” może być niezłą ilustracją choćby do tekstu pokazującego od czego w kwestiach politycznych złotousty A. Duda umywa ręce.


Niestety, nie doczekałem się takiego ujęcia lecz bynajmniej nie za sprawą jakiegoś czujnego trepa od organizacji imprezy. Na niestosowność obecności toaletowego urządzenia w miejscu, gdzie pokaże się prezydent RP zwrócił bowiem uwagę jeden z… fotoreporterów, czym zmobilizował do szybkiej interwencji ekipę Wojska Polskiego. Gdy zapytałem go, czy nie żałuje możliwości zdobycia ciekawego ujęcia np. tylko do swojego archiwum, spojrzał na mnie jak na prowokatora.
Scena II, gastronomiczna
Jakkolwiek miałem możliwość posilenia się batonem w rozmiarze XXL, włożonym przezornie przez żonę do mojej torby, to jednak po kilku godzinach wyczekiwania poczułem najzwyczajniej głód. Tym mocniejszy, że z pobliskich – dla nas niedostępnych – namiotów niosły się kulinarne zapachy. Zapytałem zatem „z głupia frant” pilnującego nas żołnierza, kiedy zostaniemy zaproszeni na tradycyjną wojskową grochówkę, a przynajmniej na kubek gorącej herbaty. Odpowiedział – z pewnym zakłopotaniem, co dobrze o nim świadczyło – że przełożeni nie przewidzieli takiej możliwości. Wywiązała się krótka dyskusja:
– Szkoda – odparłem – Za poprzedniej komuny podkarmienie wszystkich uczestników ćwiczeń wojskowych, włącznie z dziennikarzami, uchodziło za obowiązujący standard.
– Ale ześ pan dał porównanie! – skwitował żołnierz, a stojący obok mnie fotoreporter o charakterystycznym gudłajskim zaroście, przymilił mu się wazeliniarsko: – Rzeczywiście, poszły konie po betonie…
Tym razem zareagowałem ostrzej i tylko w stronę „dziennikarza”:
– Po pierwsze – jakbyś odsłużył wojsko, to byś wiedział, że nie pytany nie odpowiada. Po drugie – poczęstunek dla zaproszonych osób, a w takim charakterze tutaj występujemy, to nie kwestia lepszego czy gorszego ustroju lecz zwykłej polskiej gościnności.
Nie wiem, czy wazeliniarz i jemu podobni „ludzie mediów” zrozumieli to przesłanie. Jestem pewny natomiast, że na rzetelny przekaz ze strony tej dyspozycyjnej i skundlonej hołoty nie mamy co liczyć. Cała nadzieja w zawodowo i materialnie niezależnych internautach.
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(20.04.2023)