WIELKA WODA NA NIEMIECKI MŁYN
Oprócz tysięcy mieszkańców Dolnego Śląska poszkodowanych w różnym stopniu – włącznie z utratą życia – przez wrześniową powódź, nie zabrakło również beneficjentów tej tragedii. Wbrew pozorom największymi z nich nie są bezkarni szabrownicy o utajnionej narodowości i z cichym wsparciem policjantów, którzy ścigali akurat nie ich lecz mieszkańców informujących o przestępcach żerujących na ludzkim nieszczęściu.
Jednak pod względem powodziowych dobrodziejstw palma pierwszeństwa zdecydowanie przysługuje Donaldowi Tuskowi. Mimo znaczącego wpływu „słońca narodu” na opóźnienie działań zapobiegawczych i ratunkowych (vide: wypowiedź z 13 września br. o „prognozach nie przesadnie alarmujących”), premier III/IV RP szybko przekuł tę wpadkę w promocję swojej osoby przy aktywnym wsparciu mediów głównego ścieku. Ot, choćby przykład ze „spontanicznym” wejściem Tuska do zniszczonego przez wodę pomieszczenia, gdzie już czekały zainstalowane wcześniej kamery telewizyjne i sprzęt oświetleniowy… Słowa żydochazara Jacka Kurskiego o ciemnym ludzie, który wszystko kupi nie odnoszą się bynajmniej tylko do elektoratu PiS-u. Podobną zdolność postrzegania rzeczywistości przez pryzmat medialnych manipulacji mają wielbiciele PO z koalicyjnymi przystawkami, a także ponoć najbardziej opozycyjnej Konfederacji, zasadnie zwanej Konfabulacją.
W zalewie starannie preparowanych informacji medialnych, jakoś nie przebiła się akurat ta, która może przysporzyć Tuskowi – przyjmijmy, że nieświadomie – dodatkowych beneficjów oraz dowodów wdzięczności i to ze strony faktycznych zarządców Unii Europejskiej. Oto niemiecki „Berliner Zeitung” ujawnił, że wielka powódź w Polsce, a konkretnie będące jest skutkiem przerwane tamy, uchroniły przed katastrofą wschodnią część Brandenburgii. Taką opinię wyraził m.in. rozmówca gazety, niejaki Axel Kruschat z brandenburskiej organizacji ochrony środowiska BUND.
Można spodziewać się dalszych, jeszcze poważniejszych korzyści z Wielkiej Wody napędzającej niemiecki młyn. Zachodnie tereny Polski długo nie podźwigną się ze skutków powodzi, a pomoc unijna – jeśli takowa będzie – zostanie skierowana niekoniecznie na cele służące poszkodowanym ludziom i samorządom. Wbrew werbalnym deklaracjom Niemcy nigdy nie zmniejszyły swojego zainteresowania, jeśli nie przejęciem to przynajmniej kontrolowaniem dawnych ziem III Rzeszy. Może okazać się, że dla jej ideowych spadkobierców wyniszczone wskutek powodzi województwo Dolnośląskie, a po części także Lubuskie i Zachodniopomorskie staną się łatwiejszym celem osławionego „Drang nach Osten”, czyli parcia na wschód.
Henryk Jezierski
(02.10.2024)