NIEMIECKA DROGA JEDYNĄ DO BOGA?
Przepraszam za oczywistą absurdalność tezy zawartej w tytułowym pytaniu ale taką właśnie „narrację” usiłują narzucić nam – dodajmy, w wyjątkowo nachalny sposób – ludzie mieniący się tradycyjnymi katolikami skupieni wokół Bractwa Św. Piusa X. Dowód? Ot, choćby gwałtowana reakcja na opublikowaną przez nas polemikę Andrzeja Ryfy z wyjątkowo kontrowersyjnymi opiniami wygłoszonymi podczas kazania przez ks. Łukasza Szydłowskiego, przy czym mam nieodparte przekonanie, że tenże służył jedynie za lektora czytającego tekst przygotowany przez ks. Karola Stehlina, przełożonego Bractwa w Polsce. Zainteresowanych odsyłam do materiału pt. „NIE BĘDZIE NIEMIEC PLUŁ NAM W TWARZ”, w którym autor metodycznie, punkt po punkcie obnażył absurdalność argumentów przytoczonych we wspomnianym kazaniu. Argumentów, których motywem przewodnim było – co warto szczególnie podkreślić – stwierdzenie, iż to nie kto inny, jak właśnie Niemcy, a zwłaszcza ks. K. Stehlin przywrócili Polakom… wiarę katolicką.
To nie żarty! Reprezentanci państwa i nacji, uchodzącej od wieków za największego wroga Kościoła rzymskokatolickiego (patrz tzw. reformacja zapoczątkowana w 1517 roku przez Marcina Lutra, a także dominująca rola niemieckiej hierarchii w obecnej dewastacji katolicyzmu) wręcz nakazują nam, aby oddawać im cześć za to, że jeszcze trwamy przy naszej tradycyjnej wierze.
Skąd ten – iście pruski – tupet i bezczelność? Moim zdaniem kluczowe znaczenie ma tutaj przekonanie zarządców Bractwa, że w monopolizowaniu odprawiania Mszy w rycie rzymskim, mogą liczyć na przychylność większości władz kościelnych w Polsce, od proboszczów po biskupów. To ich niewątpliwą „zasługą” jest albo takie wypełnianie harmonogramu Mszy niedzielnych, aby nie można było dopisać do niego Mszy św. w rycie przedsoborowym, albo wyrażanie zgody na odprawianie nabożeństw tradycyjnych na warunkach mających całkowicie zniechęcić wiernych
Żydomasońscy burzyciele Kościoła katolickiego zdawali sobie doskonale sprawę, że równoprawne traktowanie liturgii tradycyjnej, określonej przez Sobór Trydencki (1545–1563) z liturgią „novusową” narzuconą przez Sobór Watykański II (1962 – 1965) może skończyć się sromotną klęską tej drugiej, zwłaszcza w konserwatywnej Polsce. Wystarczyłoby kilkanaście lat zagwarantowania katolikom prawa do swobodnego – niczym nie ograniczonego – wyboru, aby zwolennicy bluźnierczego brania komunii na stojaka i w łapę oraz tolerowania widoku kapłana celebrującego „ucztę” (zamiast dotychczasowej ofiary) tyłem do ołtarza nie byliby w stanie zapełnić nawet nowo powstających kościołów w kształcie skoczni narciarskich, mongolskich jurt czy wyciskarek do cytryny (patrz: tzw. Świątynia Opatrzności Bożej w Warszawie ).
Tego stanu nie zmieniłby nawet pontyfikat Jana Pawła II. Można powiedzieć – wręcz przeciwnie. Jego umizgi do żydów, islamistów, buddystów itp. religii, wyrażone najpełniej „ekumenicznymi” modlitwami w Asyżu (1986) wzbudzały zdziwienie i zwątpienie nawet u wiernych o ograniczonej świadomości zagrożeń stojących przed Kościołem. Wymownie oddają to obecne statystyki. Tak wielkiego spadku liczby praktykujących katolików, chrztów nowonarodzonych dzieci oraz powołań kapłańskich nie odnotowaliśmy nawet w czasach zaborów, pod butem pruskim i ruskim.
Stąd moim zdaniem iście szatański pomysł, aby katolików wiernych wielowiekowej tradycji Kościoła rzymskokatolickiego przekierować do kaplic Bractwa, zlokalizowanych w bezpiecznej odległości od świątyń zbudowanych przez naszych ojców – z tradycyjnymi ołtarzami (bez żydomasońskich stołów), z wizerunkami Matki Bożej oraz świętych o sprawdzanych przez dziesięciolecia, niekwestionowanych zasługach dla obrony i umacniania wiary Chrystusowej.
Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X w wersji niemieckiej (przypomnijmy: jego założyciel abp. Marceli Lefebvre był Francuzem, a pierwsze seminarium kształcące kapłanów założył w miejscowości Econe, położonej we francuskojęzycznej części Szwajcarii) do trzymania w ryzach polskich tradycjonalistów nadaje się wyjątkowo. Ma bowiem merytoryczną, administracyjną i w znaczącej części własnościową kontrolę nad kaplicami w Polsce.
Swoim kapłanom gwarantuje nie tylko możliwość realizowania posługi w tradycyjnej formie ale także pełne utrzymanie. Sęk w tym, że Niemcy nie zwykli dawać czegokolwiek po chrześcijańsku czyli za darmo, bez zapewnienia sobie dalekosiężnych profitów. Temu celowi służy m.in. kilkuletnia „formacja” w seminarium w Zaitzkofen. Nie jest to wprawdzie seminarium międzynarodowe (taki status mają seminaria we wspomnianym Econe oraz francuskim Flavigny) lecz trafiają do niego wszyscy kandydaci z Polski, którzy chcą służyć Bogu we własnej ojczyźnie.
Oczywiście, nauka odbywa się tutaj w języku niemieckim, nadającym się do studiów teologicznych mniej więcej tak samo jak psie szczekanie do odtwarzania słowiczych treli. Dość powiedzieć, że Watykan do XIX wieku wręcz zakazywał tłumaczenia Biblii na język niemiecki jako nie oddający ducha zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu, a słynna Biblia Gutenberga z 1455 roku wydrukowana była po łacinie. Co warte podkreślenia, niemieckie szwargotanie stało się naturalnym podglebiem dla żydowskiego jidisz – języka talmudycznych mongołów zwanych żydochazarami, przepełnionego najgorszymi bluźnierstwami wobec Chrystusa, Matki Bożej i całej wiary katolickiej.
I jeszcze jeden przykład potwierdzający formatowanie polskich kapłanów, a w ślad za nimi polskich wiernych, na niemiecką modłę. Otóż niedawno Bractwo Św. Piusa X ogłosiło triumfalnie gwałtowny wzrost powołań kapłańskich. Rzeczywiście, seminarium w niemieckim Zaitzkofen odnotowało w tym roku przyjęcie 21 seminarzystów, aż o 12 więcej niż w roku ubiegłym. Sęk w tym, że wśród tegorocznych kandydatów na kapłanów w ww. seminarium przodują nie reprezentanci ponad 80-milionowych Niemiec lecz ponad dwukrotnie mniej liczebnej, 36-milionowej Polski. Oto pełne zestawienie seminarzystów według ich narodowości: 9 Polaków, 6 Niemców, 2 Chorwatów, Austriak, Duńczyk, Holender i Węgier.
Nasuwa się proste pytanie: z jakich powodów Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X nie zdecydowało się na utworzenie seminarium w Polsce i z polskim językiem wykładowym, co gwarantowałoby nawet kilkukrotny wzrost liczby seminarzystów? Odpowiedź wydaje się oczywista. Wyczerpująco udzielił jej choćby Michael Davis w swojej książce „Nowa Msza Papieża Pawła„. Już na wstępie autor skonstatował, że naród polski jest jedynym, który nie dał sobie wtłoczyć wszystkich planów Soboru Watykańskiego II. Co o tym zadecydowało? M.in. nie spotykany gdzie indziej kult Bogarodzicy i trwanie przy Królowej Polski w najgorszych dla Polski czasach, włącznie z rozbiorami. Dysponenci Bractwa zdawali sobie z tego dobrze sprawę, toteż nie mogli pozostawić „krnąbrnych” Polaków bez metodycznego, niemieckiego nadzoru.
Tak samo oczywista wydaje się odpowiedź na pytanie o powody dla których polscy hierarchowie Kościoła trudzą się niepomiernie, aby zniechęcić Polaków do tradycyjnej wiary katolickiej. Arsenał stosowanych, a przy tym wyjątkowo prymitywnych szykan jest tu wyjątkowo bogaty: od wyznaczania na miejsca mszy rzymskich akurat tych kościołów, których wnętrza jawnie urągają elementarnym wymogom tradycyjnej liturgii (specjalnie wyeksponowany żydomasoński stół do „uczty”, obrazy JPII wiszące nad ołtarzem na równi z wizerunkami Matki Bożej, brak klęczników do przyjmowania komunii we właściwej formie itp.), poprzez ustalanie godzin mszy na szczególnie niedogodne, aż po sam sposób prowadzenia liturgii przez wyznaczonych księży – z licznymi, zwykle świadomymi, przypadkami łamania jej zasad.
Purpuraci wiedzą, co czynią. Wszak w gronie ponad 130 członków Episkopatu Polski (kardynałów, arcybiskupów i biskupów) trudno byłoby wskazać choćby dziesięciu, którzy nie przeszli przez teologiczne „pranie mózgu” organizowane i w całości finansowane przez niemiecki Kościół i niemieckie fundacje pod żydomasońską kontrolą. „Pan płaci, pan wymaga”. Takie, wręcz agenturalne, uzależnienie okazuje się bardziej przekonywujące niż wypełnianie podstawowych obowiązków duszpasterskich.
Gwoli jasności – nie mam nic przeciwko funkcjonowaniu Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X w Polsce. Wprost przeciwnie, sam miałem znaczący udział – z rekordową liczbą tzw. polubień – w promowaniu jego gdyńskiej kaplicy. Wprawdzie mój wpis pod adresem Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X – Mapy Google został dosyć szybko usunięty prawdopodobnie z inspiracji samych zarządców ww. kaplicy (zadecydował ponoć fragment o żydomasońskiej kontroli Kościoła katolickiego) lecz nie mam nic przeciwko jakiejkolwiek inicjatywie mającej na celu podtrzymanie wielowiekowej tradycji w sprawowaniu liturgii. Zwłaszcza, że dzisiaj tak naprawdę nikt nie wie, która droga jest najwłaściwsza.
Jednakże powyższa dobra wola nie oznacza godzenia się na coraz bardziej widoczne zakusy zmonopolizowania przez niemiecką filię Bractwa duszpasterskiej oferty dla polskich katolików pragnących pozostać przy tradycyjnej nauce Kościoła. Ten sprzeciw wzmacnia dodatkowo niepokojące dryfowanie, a raczej świadomy kurs w kierunku znacznie odbiegającym od intencji założyciela Bractwa. Abp M. Lefebvre po upokarzających szykanach, jakich doświadczył ze strony Jana Pawła II i otaczającej go kamaryli, nigdy nie zgodziłby się na obecne kompromisy z watykańskim namiestnikiem Franciszkiem, objawiające się m.in. absolutnym zakazem krytyki jego heretyckich poczynań i skutkujące rosnącą autocenzurą podwładnych ks. K. Stehlina.
Widać ją także w zmieniającym się na gorsze stosunku do wiernych. Trudno zaakceptować np. znany mi osobiście przypadek wiernej, która dostała zakaz wstępu do jednej z kaplic Bractwa pod groźbą „eksomuniki wewnętrznej” tylko dlatego, że wspierała kapłana spoza tej instytucji i uczestniczyła w celebrowanych przez niego nabożeństwach. Dodajmy, iż były to nabożeństwa także zgodne z liturgią tradycyjną. Hołdowanie żydokomunistycznej zasadzie „Kto nie z nami, ten przeciwko nam” po prostu nie przystoi nikomu, kto mieni się katolikiem, choćby niemieckim.
Za niekwestionowany, największy kapitał Bractwa uważam jego księży. Starannie przemyślane i pouczające kazania, dbałość o prawidłowy przebieg liturgii, życzliwa cierpliwość i konsekwencja w korygowaniu niewłaściwego (wynikającego zwykle z braku wiedzy) zachowania wiernych… To tylko część z pozytywnych cech duszpasterzy, jakże rzadko spotykanych wśród ich posoborowych kolegów. Trzeba jednak z całą mocą podkreślić, iż są to księża polscy, odsunięci poza nawias ojczystego Kościoła tylko dlatego, że chcą służyć Panu Bogu i ludziom w zgodzie ze swoimi przekonaniami, sumieniem i wielowiekową tradycją. Można tylko wyrazić ubolewanie z powodu pozostawania tak wartościowych kapłanów pod dominującym wpływem ich niemieckiego przełożonego o – powiedzmy to delikatnie – kontrowersyjnej przeszłości. Ks. Karol Stehlin ma bowiem sporo do wyjaśnienia w tym względzie.
Co zatem pozostaje katolikom wiernym uświęconej tradycji Kościoła rzymskokatolickiego, a jednocześnie nieufnym – dodajmy, zasadnie – wobec tego, co oferuje aktualny przełożony Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X w Polsce? Odpowiedź jest jedna: modlić się i zabiegać. O poznanie prawdziwej, objawionej nam wiary katolickiej, co da nam siłę do obrony własnych sumień przed manipulacją i terrorem. O odzyskanie przynajmniej części naszych kościołów, które dzisiaj straszą pustkami, a mogłyby służyć podtrzymaniu wielowiekowej tradycji. O wiernych zdecydowanie upominających się o swoje prawo do uczestnictwa w liturgii uświęconej nie tylko wielowiekową tradycją i prawdą. O kapłanów wystarczająco odważnych, aby nie składać swojego powołania do służby Bożej na ołtarzu mamony, wygodnej egzystencji i – co najgorsze – przykładania ręki do niszczenia katolickiej wiary w imię „świętego spokoju”.
To ostatnie pragnienie podkreślamy tym bardziej, że dowody polskiej ofiarności wobec Kościoła oraz jego kapłanów przetrwały wieki całe i widoczne są na każdym kroku. W kraju, który utrzymuje miliony ukraińskich (w tym postbanderowskich) nieproszonych gości, katolicki i przedsoborowy ksiądz może liczyć na wsparcie po stokroć większe. Powstające coraz częściej tzw. oratoria, gdzie dawni kapłani diecezjalni bądź zakonni realizują tradycyjną posługę bez wcześniejszego „formatowania” w niemieckim seminarium i bez ryzyka utraty środków do życia to dobry prognostyk na przyszłość. A gdy wiernym wystarczy odwagi oraz zdecydowania to i wizja powrotu tradycyjnej mszy do tradycyjnych kościołów wcale nie musi okazać się tak odległa, jak myślimy.
Tekst i zdjęcie:
Henryk Jezierski
(23.11.2022)