EKSPANSJA LIDLA NA GIETRZWAŁD: CAŁA NADZIEJA W PIELGRZYMACH
Nie ulegało i nadal nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że decyzja o budowie na ponad 40-hektarowym terenie centrum dystrybucyjnego niemieckiej sieci handlowej Lidl w Gietrzwałdzie, z granicą działki w odległości zaledwie 400 m (słownie: czterysta metrów!) od Sanktuarium Maryjnego to tylko jeden z elementów strategii marginalizowania tego miejsca kultu. Strategii, której celem głównym jest protestantyzacja, a ściślej – zażydzenie Kościoła katolickiego w Polsce, dokonywane – co trzeba jasno podkreślić – za cichym przyzwoleniem jego najwyższych hierarchów,
Dlatego początkowo z dużą rezerwą przyglądałem się inicjatywie Jacka Wiącka, polegającej na zorganizowaniu referendum w sprawie odwołania wójta gminy Gietrzwałd, Jana Kasprowicza. Jej dyskusyjną skuteczność uzasadniał zarówno fakt, że tenże wójt wybrany został głosami absolutnej większości mieszkańców i to w trybie interwencyjnym (po skróceniu kadencji wójta poprzedniego), jak i niezrozumiałe motywy kierujące inicjatorem protestu. W swoim apelu odwoływał się on bowiem do wielu wątków z wyjątkiem najważniejszego i decydującego o szczególnym znaczeniu Gietrzwałdu dla Polaków – jako miejsca objawień Najświętszej Marii Panny, jedynego w Polsce z uznanych przez Watykan. Właśnie dzięki tej wyjątkowości ta niewielka miejscowość na Warmii pozostaje od 146 lat celem pielgrzymek milionów polskich katolików. Ten argument, kluczowy dla oceny inwestycyjnego skandalu z Lidlem, jakoś umknął uwadze dzielnemu – co warto podkreślić – pomysłodawcy referendum. Na dowód treść wspomnianego apelu:
„Drodzy mieszkańcy oraz miłośnicy Gietrzwałdu.
Na naszych oczach dzieje się historia. Nasza piękna miejscowość z cudownym warmińskim klimatem, panującym tu spokojem oraz pięknym krajobrazem przestaje istnieć w tej formie. Za sprawą nietrafionych oraz z nikim nie konsultowanych decyzji powstają coraz to nowe inwestycje zaburzające harmonię i urok tego miejsca. Już od dłuższego czasu są o tym rozmowy niezadowolonych z tego co się dzieje mieszkańców, a także osób którym na sercu leży dobro naszej urokliwej okolicy. W ludziach zbiera się gorycz i bunt na dziwne i nieracjonalne decyzje. Zaskakują one nawet najbardziej odpornych mieszkańców naszej gminy. Apogeum nastąpiło w dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia, kiedy to na stronie gminy ujawniono zamiar wydania zgody na budowę potężnego Centrum Dystrybucyjnego Lidl, podobno największego w Europie. To wszystko na działce usytuowanej w granicach Gietrzwałdu. Znane były zakusy na tak niezdrową sytuację. Nikt jednak chyba w najśmielszych myślach nie przypuszczał, że będzie ona możliwa do zrealizowania w takim miejscu jakim jest nasz kochany Gietrzwałd i jego okolice.
Niestety wygląda na to, że karty rozdano pod stołem…
Czara goryczy się przelała! Postanowiliśmy walczyć, aby nie dopuścić do degradacji naszej małej ojczyzny, tego co niej piękne, tego co kochane, tego z czego jesteśmy dumni…”.
Rzecz w tym, że „miejscowości z cudownym warmińskim klimatem, spokojem oraz pięknym krajobrazem” jest w pobliżu Gietrzwałdu aż nadto, natomiast ani jedna nie ma tak wielkiego znaczenia dla poddanych Królowej Polski. Na szczęście sam inicjator akcji w miarę szybko zrozumiał, że bez ich wsparcia przegra swoją walkę z gminną władzą już na starcie, doświadczając „przy okazji” osobistych konsekwencji. Poranna wizyta dyspozycyjnych policjantów i bezpodstawne przeszukanie domu J. Wiącka była tylko zapowiedzią dalszych szykan. Pozostaje faktem, że ogólnopolskie odwołanie się do zagrożenia, jakie realizacja niemieckich planów stwarza dla losów Sanktuarium diametralnie odmieniło skalę protestu i – co ważne – daje nadzieję na jego skuteczność.
Można było przekonać się o tym w piątek, 5 maja br. Do Gietrzwałdu przyjechało około 700 pielgrzymów z całej Polski. Nic dziwnego, że władze gminy przewidujące wcześniej demonstrację co najwyżej kilkunastoosobową, profilaktycznie… zamknęły urząd dla interesantów. Siłą tego protestu była jednak nie tylko liczba uczestników ale także ich przygotowanie merytoryczne, wyrażone zarówno wznoszonymi hasłami jak i licznymi transparentami i tablicami o jednoznacznej treści. Część z nich prezentujemy na poniższych zdjęciach. Mówiąc krótko – jestem przekonany, że ten ruch będzie trudny do powstrzymania, a niemiecki Lidl oraz jego wasale w rodzaju wójta J. Kasprowicza mogą przekonać się niebawem o zasadności polskiego przysłowia: „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”.
Aby te słowa stały się ciałem trzeba jednak wyjątkowej determinacji polskich katolików. Przeciwnik – choć bardziej zasadne byłoby tutaj jednoznaczne określenie: wróg – jest wyjątkowo mocny i działa na wielu frontach. Od ponad roku PolskaWolna.pl walczy z dewastacją Sanktuarium Maryjnego realizowaną m.in. poprzez budowę betonowego „ołtarza polowego” na Błoniach. Poznaliśmy aż nadto dobrze przy tej okazji zarówno sprawców niszczenia miejsca kultu w Gietrzwałdzie, jak i stosowane przez nich metody. Część z tej wiedzy przedstawiamy szerzej w tekście pt. „SANKTUARIUM W GIETRZWAŁDZIE: DEWASTACJA POD SPECJALNYM NADZOREM” z 22 maja 2022 roku. Teraz uważamy za konieczne podzielić się nią w kontekście pokazania zagrożeń i szans w dopiero rozpoczętej konfrontacji z niemieckim desantem na Gietrzwałd. To normalna strategia w każdej wojnie. A ta jest wojną szczególną, gdyż w obronie Królowej Polski.
MIESZKAŃCY WSI: OD JAWNEJ WROGOŚCI DO OBOJĘTNOŚCI
W krótkiej rozmowie podczas protestu J. Wiącek tłumaczył mi śladowe zainteresowanie udziałem w referendum ze strony mieszkańców Gietrzwałdu jako konsekwencją ich powiązań z wójtem dającym pracę i wynagrodzenie na różnych stanowiskach w gminnej strukturze. Jest w tym trochę prawdy, czego iście paranoiczny dowód stanowi osobnik płci męskiej robiący za „babcię klozetową” w WC przy gminnym parkingu. Tyle, że tego rodzaju synekury można liczyć w dziesiątkach, tymczasem stołeczna wieś to społeczność blisko 600-osobowa. Dla wszystkich siłą rzeczy angaży nie wystarczy. Musiały zadziałać inne motywacje.
Moim zdaniem, zdecydowanie bardziej istotny jest w tym wypadku skład społeczny gietrzwałdzian. Po II wojnie światowej komuniści szczególnie zadbali o staranne zasiedlanie miejscowości znanych jako miejsca kultu katolickiego, zwłaszcza na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Gietrzwałd to Warmia, a Warmia – podobnie zresztą jak sąsiadujące Mazury – to teren wyjątkowo licznego napływu tzw. repatriantów, czyli desantu stalinowskiego, starannie wyselekcjonowanego przez NKWD spośród lojalnych wobec władzy sowieckiej Ukraińców, Litwinów, Białorusinów, żydów chazarskich oraz – w znikomej części – Polaków, którzy uniknęli egzekucji bądź zsyłki na Sybir.
W tej grupie wyjątkowo licznie reprezentowani byli Ukraińcy, zasileni dodatkowo swoimi współplemieńcami w ramach „Akcji Wisła”, mającej na celu rozproszenie po Polsce tysięcy mieszkańców Podkarpacia sympatyzujących z banderowskimi zbrodniarzami spod znaku UPA. Swoje dołożył parę lat później Urząd Bezpieczeństwa delegując na „odpowiedzialny kościelny odcinek” sprawdzoną agenturę. Wprawdzie obecnie żyje już trzecie pokolenie tamtych „osadników” lecz widocznie geny nie pozwalają zapomnieć. Z jednej strony można czerpać pełnymi garściami z pieniędzy zostawianych przez pielgrzymów (także tych, którymi dysponuje wójt), z drugiej – lekceważyć, a nawet ośmieszać ich pobożność i wolę pokonania setek kilometrów, aby pokłonić się Matce Bożej.
Oczywiście, w ostatnich kilkunastu latach przybyło nieco nowych mieszkańców Gietrzwałdu. Ba, są wśród nich nawet tacy, dla których powodem zapuszczenia tutaj korzeni była chęć bliskiego obcowania ze świętym miejscem. Problem w tym, że w ubiegłorocznych zmaganiach z dewastacją sanktuarium mogliśmy liczyć na życzliwość i wsparcie ledwie 2 (słownie: dwóch) osób! Reszta pozostaje milcząca i obojętna. A nie brakuje nawet takich (patrz zdjęcie poniżej) dla których tereny sanktuarium to wymarzone miejsce spacerów z psami, pozostawiającymi po sobie – bez jakiejkolwiek reakcji ze strony właścicieli – śmierdzące ślady.
Apel o ochronę już nie samego Sanktuarium lecz całego Gietrzwałdu przed śmieciową ekspansją niemieckiej firmy wcale nie zmienił tego nastawienia. W ostatni piątek, podczas protestu przed urzędem gminy mieszkańców jej stolicy można było policzyć na palcach jednej ręki. Komentarz wydaje się zbyteczny.
WÓJT JAN KASPROWICZ: PRZYBŁĘDA Z POPARCIEM JAWNYM I TAJNYM
Ma prawo czuć się pewnie na swoim stanowisku. Zwłaszcza, że został wybrany głosami absolutnej większości mieszkańców gminy po wcześniejszym referendum, w którym na podstawie fałszywych oskarżeń i głosami tych samych mieszkańców odwołano wójta poprzedniego – akurat świadomego, czym jest Gietrzwałd dla Polaków i katolików. Swoją drogą, trudno zrozumieć jak wójtem tej gminy może być mieszkaniec Starych Jabłonek w gminie Ostróda i jakie powody zdecydowały o potraktowaniu przybysza z zewnątrz niczym zaufanego „swojaka”?
Miałem wątpliwą przyjemność bezpośredniego spotkania z J. Kasprowiczem w maju ubiegłego roku. Nie trzeba było ponad 45-letniego doświadczenia reporterskiego, aby wyczuć w rozmówcy zadufanego w sobie, a jednocześnie prymitywnego urzędasa – krętacza. Mówił płynnie – choć z wyraźnie obcym akcentem – o swoich dokonaniach dla dobra mieszkańców i pielgrzymów. Na wszystko miał gotową odpowiedź. Gdy zwróciłem mu uwagę na skandaliczny stan trzech kapliczek Matki Boskiej stojących na terenie gminnym, które mógł wcześniej odrestaurować z pieniędzy nie gminnych bynajmniej lecz przyznanych przez powiat, z triumfem odpowiedział, że teraz dostali nowe środki i wykorzystają je na pewno do końca roku. Można by rzec – wójt do rany przyłóż…
Oczywiście, samo jawne wsparcie ze strony gietrzwałdzkiego elektoratu to za mało, aby być pewnym swojej pozycji mimo podejmowania – nazwijmy to delikatnie – kontrowersyjnych decyzji. J. Kasprowicz może jednak liczyć na ciche wsparcie wielu osób usytuowanych w hierarchii znacznie wyżej od niego, włącznie z „biskupem miejsca” czyli gospodarzem Archidiecezji Warmińskiej abp. Józefem Górzyńskim. Tutaj skutecznie działa metoda „uprzejmości” wzajemnie świadczonych, np. za maksymalne skracanie i upraszczanie urzędowych procedur (vide: ekspresowa budowa „ołtarza polowego” na Błoniach).
URZĄD I RADA GMINY: JAKI PAN TAKI KRAM
Byliśmy w miniony piątek świadkami osobliwej symbiozy gminnej władzy ustawodawczej z władzą wykonawczą. Przewodniczący Rady Gminy Janusz Tkaczyk nie odważył się sam wyjść z zabarykadowanego urzędu w celu odebrania z rąk organizatorów petycji podpisanej przez ponad trzy tysiące osób i porozmawiania z zebranymi. Wziął sobie do pomocy kierowniczkę Referatu Organizacyjnego i Spraw Obywatelskich UG Monikę Towstygę, zapewne w myśl zasady: co dwie głowy to nie jedna. Rzeczywiście, przydała się. Pani Towstyga nie wniosła wprawdzie nic merytorycznego do dyskusji (poza ciągłym powoływaniem się na obowiązujące prawo i atakowaniem ad personam J. Wiącka) lecz parokrotnie wyprowadziła z opresji przewodniczącego Tomczyka. Przy okazji – na postawiony z tłumu zarzut nie omieszkała podkreślić, że też płaci podatki ze swojej pensji. Fakt, iż są to podatki opłacane z podatków obywateli jakoś umknął jej uwadze.
Wewnątrz samego urzędu byłem rok wcześniej, akurat w trakcie przygotowań do obchodów 670-lecia istnienia Gietrzwałdu. Niestety, nawet taka okazja nie okazała się dla urzędników stosowna do podkreślenia wyjątkowej rangi tej miejscowości właśnie dzięki Sanktuarium Maryjnemu, odwiedzanemu przez miliony pątników. Chętnie natomiast wykorzystują je w sposób instrumentalny, a nawet szyderczy. Samo hasło-wizytówka „Gmina pełna cudów” już nie wystarcza. Podczas wizyty w jednym z referatów mogłem obejrzeć sobie np. wręczony z okazji imienin lub urodzin kubek stojący na biurku urzędnika o ukraińskim nazwisku, a na nim napis: „Nasz cud w Gietrzwałdzie: MIREK” oraz symbol w postaci maryjnej korony. Zaiste, dowcip na jaki zdobyć mogą się tylko ordynarne biurwy płci obojga. Także w takim kontekście przestaje dziwić obsesyjna wręcz niechęć do wyremontowania zniszczonych kapliczek nawet za pieniądze nie zubażające gminnego budżetu choćby o złotówkę.
INSTYTUCJE NADZORUJĄCE I KONTROLNE: „MILCZĄCA AKCEPTACJA”
Tutaj kryje się wspomniane wcześniej ciche wsparcie dla wójta podczas formalnej oceny nadzorowanych inwestycji, nie wyłączając najbardziej kontrowersyjnych i wzbudzających uzasadniony sprzeciw społeczny. Jak ta przchylność działa w praktyce można było przekonać się podczas tzw. procedowania budowy wspomnianego wcześniej „ołtarza polowego” powstającego – co ważne – w granicach obszaru chronionego ze względów ekologicznych i historycznych, Aby lepiej zrozumieć okoliczności powstawania centrum dystrybucyjnego Lidla warto cofnąć się do pokazania w jaki sposób wójt J. Kasprowicz uporał się z „przyklepaniem” budowy wspomnainego „ołtarza”. Poniżej kluczowe fakty towarzyszące tej inwestycji sprzed niespełna dwóch lat.
12 maja 2021 roku Rzymskokatolicka Parafia Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie, a ściślej – występujący w jej imieniu ks. Marcin Chodorowski, proboszcz parafii złożył w Urzędzie Gminy wniosek dotyczący ustalenia warunków dla budowy „ołtarza polowego z zadaszoną sceną i widownią” z przeznaczeniem – tutaj też zacytuję dosłownie – „na cele usług sakralnych”.
Powierzchnia terenu objętego wnioskiem wynosiła dokładnie 4.757 m.kw. czyli niespełna 0,5 hektara. To bardzo istotny szczegół, bowiem – jak to zaznaczono w, oczywiście pozytywnej, decyzji wójta J. Kasprowicza – inwestycja o powierzchni mniejszej niż 0,5 ha „nie wymaga postępowania z zakresu uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach jej realizacji”.
Pozwoliłem sobie sprawdzić treść rozporządzenia Rady Ministrów z 10 września 2019 roku w tej kwestii (Dz. U. z 2019 r., poz. 1839). Otóż wspomniany przywilej, zwalniający z poddania się wielu czasochłonnym i niekoniecznie pomyślnie zakończonym formalnościom, ujęty został w pkt. 52 ww. aktu prawnego i dotyczy – uwaga! – ośrodków wypoczynkowych lub hoteli lokowanych na obszarach objętych formami ochrony przyrody. A tak się akurat składa, że błonia gietrzwałdzkie leżą w granicach Obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki. Wszystko zatem pozostaje pozornie w tzw. porządku prawnym poza oczywistym faktem, że dla usankcjonowania uproszczonej procedury budowy amfiteatru jako „ołtarza polowego” posłużono się przepisem dotyczącym ośrodków wypoczynkowych lub hoteli. Upieczono zatem dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie tylko pomyślnie „zaklepano” kwestię budowy amfiteatru ale także przetarto szlak pod przyszłą – czego można się spodziewać – budowę hotelu i restauracji.
Dalej poszło już gładko. W wydaniu pozytywnej decyzji ustalającej warunki budowy „ołtarza polowego” znacząco pomogła wójtowi gminy Gietrzwałd „milcząca akceptacja” innych instytucji, które w określonym prawem administracyjnym terminie nie zajęły stanowiska wobec uzgodnień dokonanych na poziomie gminy.
Każdy, kto miał cokolwiek do czynienia z budową choćby własnego domu i doświadczył wydeptywania urzędowych korytarzy dla uzyskania prawa do wbicia łopaty w ziemię, musi zachodzić w głowę, jak to możliwe, że budowa blisko półhektarowego obiektu na terenie nie dość, że świętym dla milionów Polaków, to jeszcze objętym formalną ochroną przyrodniczą i krajobrazową, nie wzbudziła żadnego zainteresowania ze strony kompetentnych organów. Poniżej kilka wymownych przykładów:
Uzgodnienie w zakresie ochrony gruntów rolnych skierowane przez Gminę Gietrzwałd do Starosty Olsztyńskiego jako organu właściwego; brak stanowiska w wyznaczonym terminie, co jest równoznaczne z uzgodnieniem prawnie dokonanym.
Uzgodnienie w zakresie melioracji wodnych skierowane przez Gminę Gietrzwałd do Dyrektora Zarządu Zlewni w Elblągu jako organu właściwego; brak stanowiska w wyznaczonym terminie, co jest równoznaczne z uzgodnieniem prawnie dokonanym.
Uzgodnienie w zakresie obszarów objętych prawną ochroną przyrody skierowane przez Gminę Gietrzwałd do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Olsztynie jako organu właściwego; brak stanowiska w wyznaczonym terminie, co jest równoznaczne z uzgodnieniem prawnie dokonanym.
Nic dziwnego, że decyzja wójta Gietrzwałdu stała się prawomocna i zyskała także akceptację Starosty Olsztyńskiego w postaci pozwolenia na budowę z 26 listopada 2021 roku. Uwaga: od złożenia wniosku do uzyskania ww. pozwolenia upłynęło nieco ponad 7 (słownie: siedem!) miesięcy… Teraz łatwiej zrozumieć, jak przebiegał dotychczas i jak prawdopodobnie będzie kontynuowany proces finalizowania inwestycji Lidla.
LIDL: PRUSKA BUTA I LEKCEWAŻENIE POLSKIEGO PRAWA
Każdy rozsądnie myślący człowiek musi mieć kłopoty ze zrozumieniem motywów postępowania inwestora decydującego się na podjęcie działalności w jawnie wrogim otoczeniu. Zwłaszcza wówczas, gdy ma do rozpatrzenia wiele innych, znacznie korzystniejszych, lokalizacji. Powodowany tymi wątpliwościami we wtorek, 2 maja 2023 roku wystąpiłem do firmy Lidl Polska z pismem następującej treści:
„Dzień dobry,
Na podstawie Ustawy Prawo prasowe z dnia 26 stycznia 1984 r. (Dz. U. 1984 nr 5, poz. 24) proszę o wyjaśnienie następujących kwestii:
1. Jakie atuty terenu w Gietrzwałdzie zadecydowały o wyborze tej miejscowości pod centrum dystrybucyjne Lidla?
2. Dlaczego nie zdecydowaliście się Państwo na lokalizację ww. centrum w pobliskich gminach,
po pierwsze – zainteresowanych taką inwestycją,
po drugie – zdecydowanie lepiej przygotowanych logistycznie (skomunikowanie z głównymi trasami drogowymi, znacząca odległość od miejsc zamieszkania, uzbrojenie terenu w media, usytuowanie w wydzielonych strefach industrialnych),
po trzecie – eliminujących ryzyko protestów społecznych?
Będę zobowiązany za możliwie szybką odpowiedź.”
Niestety, mimo że w Lidlu mają swojego rzecznika prasowego, któremu raczej nie powinno sprawić kłopotu napisanie kilku zdań tytułem odpowiedzi (podkreślmy: zagwarantowanej Prawem Prasowym) do dzisiaj, tj. do 10 maja 2023 roku moja prośba pozostała bez echa. Kto wie, czy na tę iście pruską butę nie ma wpływu świadomość, iż POPiS-owe rządy III/IV RP wobec niemieckich dysponentów (z handlarzami włącznie) zgodzą się na wszystko. Cóż zatem mówić o opinii publicznej. Historia zatacza koło. Z tą różnicą, że okupacja militarna została zastąpiona okupacją ekonomiczną, łatwą do wdrożenia dzięki armii usłużnych folksdojczów. Zapewne dla tego, że z niewolnika korzyść większa niż z nieboszczyka.
WNIOSKI DO ROZWAŻENIA
Kieruję je zarówno do Jacka Wiącka, jak i osób z jego najbliższego otoczenia tworzących Komitet Obrony Gietrzwałdu.
Po pierwsze:
Spóźnione nieco lecz ostatecznie wykorzystane sięgnięcie po wsparcie pielgrzymów w walce z wójtem i Lidlem, jakkolwiek ze wszech miar słuszne, wymaga dalszych, jeszcze bardziej intensywnych działań w tym samym kierunku. Członków organizacji i stowarzyszeń związanych z kultem Matki Bożej można liczyć w naszym kraju na setki tysięcy, a Królowa Polski łączy wszystkich katolików bez względu na istniejące podziały w Kościele. Nie lekceważyłbym również potencjału, jaki tkwi w mieszkańcach gminy Gietrzwałd spoza jej stolicy. To „elektorat” nie dość, że ponad pięciokrotnie liczniejszy, to dodatkowo silniej związany z wiarą katolicką. Ten sam, personalny wątek trzeba odnieść do potrzeby zmarginalizowania udziału „zadymiarzy”, których na protesty wiara raczej nie sprowadza, a którzy w przyszłości mogą stanowić argument dla władzy przeciwko pozostałym protestującym.
Po drugie:
Jakiekolwiek „spotkania konsultacyjne” z mieszkańcami Gietrzwałdu nie mają sensu zarówno z powodu ich przychylnego nastawienia do wójta, jak i zaawansowania formalnoprawnego inwestycji, które już wyszło poza kompetencje samej gminy. Należy natomiast kontynuować drogę prawną, z wykorzystaniem wszelkich możliwych rozwiązań, włącznie z wkroczeniem na drogę sądową do najwyższego szczebla. Jedna z uczestniczek protestu zaświadczyła na własnym przykładzie, że można w ten sposób wygrać nawet z lobby tak silnym, jak wiatrakowe (notabene też mocno wspierane przez Niemców).
Po trzecie:
Gdy sposób powyższy nie przyniesie spodziewanego efektu, zawsze pozostaje tzw. bierny opór obywatelski – zgodny z prawem, a często po skuteczniejszy niż petycje i apele. Nie sądzę, aby np. stosowane niegdyś przez „Samoobronę” permanentne przekraczanie jezdni przez kilkanaście osób i uniemożliwianie tym samym dotarcia do składowiska Lidla setkom ciągników siodłowych z naczepami okazało się dla Niemców na dłuższą metę rozwiązaniem do zaakceptowania.
A w odwodzie pozostają jeszcze modlitwy przed kapliczką Matki Bożej i Świętym Źródełkiem dla których przyjazd do Gietrzwałdu nigdy nie jest czasem straconym. Zwłaszcza, że Królowa Polski po raz kolejny może dać się nam przebłagać – tym razem w kwestii ratowania miejsca swoich objawień.
Henryk Jezierski
Zdjęcia:
Henryk Jezierski (12), domena publiczna (1)
(10.05.2023)
P.S.
Następną manifestację w obronie Gietrzwałdu i Sanktuarium Maryjnego zaplanowano na sobotę, 3 czerwca br. Szczegóły pod telefonem: 732 957 959