„WARTO BYĆ POLAKIEM”, CZYLI PATRIOTYZM PO ŻYDOCHAZARSKU
Od ponad dziesięciu lat krąży w mediach społecznościowych taki oto wpis charakteryzujący eks-prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, Lecha Kaczyńskiego:
„Co za sukinsyn podmienił nam w Smoleńsku prezydenta 3/4 RP? Z Warszawy wyleciał mściwy, małostkowy kurdupel bezwzględnie realizujący żydowskie geszefty, Wrócił natomiast…“wielki mąż stanu”, “prawdziwy Polak, patriota i katolik”, godny miejsca na Wawelu”.
Nie ukrywam, iż czerpię osobistą satysfakcję z niespodziewanej popularności tej charakterystyki. Powód? Prozaiczny – jestem jej autorem, podobnie zresztą jak całości tekstu w którym została zamieszczona. Tekst do dzisiaj znajduje się na tej stronie i nosi tytuł „CEL UŚWIĘCA TRUPY”. Mimo upływu dziesięciu lat, podczas których mniej bystry z bliźniaków doczekał się setek pomników, ulic oraz książek wychwalających pod niebiosa jego geniusz polityczny i zasługi w walce z komuną, nie zmieniłem i nie zamierzam zmienić w nim ani jednego zdania na temat najważniejszej ofiary „zamachu smoleńskiego”. Wprost przeciwnie – argumentów wzmacniających moje tezy przybyło.
Ilekroć słyszę o „zdradzieckich mordach” – epitecie wygłoszonym w Sejmie przez Jarosława Kaczyńskiego, tylekroć przychodzi mi na myśl nie tylko Donald Tusk ale także Lech Kaczyński. Choćby w momencie, gdy podpisuje haniebny Traktat Lizboński pozbawiający Polskę resztek suwerenności, gdy wstrzymuje ekshumację żydowskich ofiar w Jedwabnem lub gdy rechocze na cały kościół w momencie rezygnacji abp. Stanisława Wielgusa z przewodzenia archidiecezji warszawskiej.
Skojarzenie Tuska z Kaczyńskim nie jest tutaj przypadkowe. Warto przypomnieć sobie debatę przedwyborczą pomiędzy D. Tuskiem i L. Kaczyńskim w 2005 roku. Obydwaj pretendenci do urzędu prezydenta III RP zapytani przed kamerami publicznej telewizji o najwybitniejszego ich zdaniem polityka w historii Polski odpowiedzieli nad wyraz zgodnie: Józef Piłsudski. W ten oto sposób największy antypolski zbrodniarz wśród polityków z polskim obywatelstwem, a przy okazji także tchórz, agent wrogich państw, cichy sojusznik Lenina, samozwańczy marszałek, przechrzta oraz zaawansowany syfilityk okazał się idolem dla liderów dwóch – jakoby przeciwstawnych – partii w „suwerennej” Polsce. Jedna, konkretnie tuskowa reprezentuje w gminie kibuc prusko-ruski, druga, konkretnie kacza, kibuc amerykańsko-izraelski. Zaiste, POPiS-owy i jakże skuteczny układ.
Niestety, Lech Kaczyński robiący pośmiertnie za cadyka sekty smoleńskiej pozostawił swoim wyznawcom przynajmniej jedno, jakże brzemienne w skutkach przesłanie: Brzmi ono „Warto być Polakiem”. Proszę zwrócić uwagę na jednoznacznie żydowsko-geszefciarski charakter tej deklaracji. „Warto” czyli „opłaca się”, „przynosi korzyść”, „zapewnia profity”.
Nie specjalnie interesuje mnie, czy wróg Polski i Polaków jest żydem, czy tępym szabas-gojem realizującym za judaszowe srebrniki polecenia swoich przełożonych. W wypadku Kaczyńskich skłaniam się jednak do tezy o ich rodowodzie żydochazarskim, przypisywanym potomkom jednego z plemion mongolskich – konkretnie Chazarów – którzy próbując podbić Europę wybrali jako swoją religię judaizm talmudyczny, z gruntu gwarantujący swoim wyznawcom wyższość nad gojami, czyli nie żydami.
Fakt, że przodkowie Kaczyńskich przybyli na tereny Rzeczypospolitej Polskiej dopiero w XX wieku, w dodatku z Odessy – jednego z najbardziej zażydzonych miast Rosji – tylko wzmacnia moje przekonanie. Podobnie zresztą jak zaskakująca kariera rodziców bliźniaków w realiach Polski stalinowskiej, okraszona „skromnym mieszkankiem” na warszawskim Żoliborzu.
Ktoś zapyta: A czy można wyrazić swój patriotyzm inaczej? Oczywiście, że można. Miliony rdzennych Polaków udowadniają to od stuleci pracując dla dobra swojej ojczyzny, strzegąc jej języka, tradycji i wiary katolickiej, a – gdy trzeba – ginąc w jej obronie. Robili to i robią nadal bez odwoływania się do haseł równie przewrotnych i wyrachowanych jak to wymyślone przez L. Kaczyńskiego. A jeśli już sięgać do opinii polityków w tej kwestii, to warto posłużyć się tezą jednoznacznie wyrażoną przez Romana Dmowskiego, najwybitniejszego polskiego męża stanu XX wieku, konsekwentnie niszczonego przez żydokomunę i jej pachołków jeśli nie opluwaniem to przynajmniej przemilczaniem. W książce pt. „Myśli nowoczesnego Polaka” wydanej w 1903 roku, a więc jeszcze w czasach zaborów pisał on:
„Jestem Polakiem – więc mam obowiązki polskie: są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy przedstawiam typ człowieka.
Bo im szersza strona mego ducha żyje życiem zbiorowym narodu, tym jest mi ono droższe, tym większą ma ono dla mnie cenę i tym silniejszą czuję potrzebę dbania o jego całość i rozwój”.
Jak widać, nie ma tu nic o jakichkolwiek korzyściach z przynależności do narodu polskiego. Jest natomiast obowiązek pracy na jego rzecz, adekwatnie do naszego statusu społecznego, wykształcenia i stopnia zainteresowania sprawami publicznymi.
Sowieciarze spod znaku PiS postawili jednak na żydochazarską wersję patriotyzmu. Wycierają sobie gębę Polską i polskością praktycznie na każdym kroku. Zwłaszcza wówczas, gdy chcą coś dla siebie uzyskać – od mandatu posła czy radnego, poprzez funkcje w organach samorządowych, aż po intratne stanowiska w spółkach Skarbu Państwa.
A propos tych ostatnich… Od pięciu lat charakterystyczny dla wszystkich POPiS-owców złodziejski skok na kasę w firmach pozostających pod partyjnym nadzorem wzbogacony został został o bezwzględne drenowanie kieszeni Polaków. Obowiązuje zasada: „Skoro głupie Polaczki z pobudek patriotycznych preferują wspieranie polskich firm, to damy im tę szansę, oczywiście windując ceny swoich produktów lub usług na maksymalny poziom”.
Efekty widzi każdy racjonalnie kalkulujący obywatel. Ceny paliw na stacjach Orlenu czy Lotosu są często wyższe niż na stacjach sieci zagranicznych, choć te nie mają w Polsce swoich rafinerii. Obowiązkowe ubezpieczenia komunikacyjne OC w „naszym” ponoć PZU należą do najdroższych na rynku.
Ktoś powie: „Samochód to luksus za który trzeba płacić nie tylko w momencie zakupu”. No to przejdźmy do opłat za energię elektryczną i gaz, które z pewnością do dóbr luksusowych zaliczyć nie sposób, a które – w przeciwieństwie do paliw i ubezpieczeń – pozostają niemal w wyłącznej gestii państwowych monopolistów.
Posłużę się moim rachunkiem za prąd zużyty w okresie 02 lipca – 10 września br. Całość opiewa na 424,37 zł, z czego czysta energia to dokładnie 224,18 zł. Na pozostałe 200 zł składają się opłaty: handlowa, abonamentowa, sieciowa stała, sieciowa zmienna całodobowa, jakościowa, OZE (chodzi zapewne o odnawialne źródła energii), kogeneracyjna (też coś w związku z tzw. ekologią) oraz przejściowa.
Dokładnie siedem ekstra kontrybucji. Co gorsze, gdybym w tym samym okresie nie zużył ani jednej kilowatogodziny to i tak musiałbym uiścić opłatę handlową, abonamentową, sieciową stałą oraz przejściową. W sumie skromne złodziejskie 42,93 zł. Wystarczy pomnożyć przez sześć dwumiesięcznych okresów w roku, a następnie przez kilkanaście milionów gospodarstw domowych. Jakieś trzy miliardy złotych za nic. Rzeczywiście, „warto być Polakiem”.
Z gazem podobnie, a nawet gorzej. W okresie letnim zużywamy go z żoną wyłącznie na ogrzanie wody do mycia oraz kąpieli i tylko w przerwach między wakacyjnymi wyjazdami. Za sierpień i wrzesień br, wyszło w sumie 158,69 zł. A ile za sam gaz? Dokładnie… 47,75 zł. Pozostałe 110,94 zł to opłata dystrybucyjna zmienna, opłata abonamentowa i opłata dystrybucyjna stała. Złodziejstwo daleko większe niż w wypadku energii elektrycznej. Może dlatego, że państwowemu PGNiG nikt nie podskoczy. Jednym zdaniem: „warto być Polakiem”.
Żydochazarska „miłość” do Polski przejawia się nie tylko biznesowo ale także werbalnie. Naturalną prawidłowością w przekazie słownym między ludźmi jest dążenie do uczynienia go prostym i zrozumiałym dla jak największej liczby odbiorców. Stąd m.in. używanie skrótów tam, gdzie jest to tylko możliwe. Nie mówimy, że jedziemy do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej lub Federacji Rosyjskiej lecz – krótko – do Stanów lub do Rosji.
Tymczasem proszę zwrócić uwagę na wystąpienia PiS-owskich wyznawców tezy, że wato być Polakiem. Polska jako pojęcie nie pojawia się w ich wystąpieniach w ogóle bądź sporadycznie. Wolą sięgać po wyraz dwuipółkrotnie dłuższy, czyli „Rzeczpospolitą”, brzmiącą czasami wręcz jak „Żydpospolita”. I cóż z tego, że nie ma takiego państwa, skoro wymienienie jego pełnej oficjalnej nazwy wymagałoby dołożenia znienawidzonego słowa „Polska”. Stąd pełno „Rzeczpospolitej” w gębach PiS-owców na każdym szczeblu władzy od radnych gminnych po nadpremiera J. Kaczyńskiego i belwederskiej marionetki Andrzeja Dudy. Dla pełnej jasności przekazu: z oficjalnej nazwy naszego państwa „Polska” usuwana jest równie pieczołowicie przez PO-paprańców, swołocz sowiecko-sodomistyczną z tzw. Lewicy, a nawet polskich i ludowych ponoć PSL-owców.
Ad rem, czyli do PiS. Ostatnio w ramach swojej nieustającej kampanii pod hasłem „Warto być Polakiem” ta partia rozpoczęła proces niszczenia polskiego rolnictwa. Odwieczna, żydochazarska nienawiść do chłopów jako warstwy zbyt niezależnej (chociaż w ostatnim 30-leciu coraz mniej) od lichwiarzy znalazła swój upust w ustawie zwanej „piątką dla zwierząt”.
Nigdy nie uważałem J. Kaczyńskiego za człowieka inteligentnego, ponieważ przebiegłość i mściwość nie ma nic wspólnego z inteligencją. Wystarczy przypomnieć jego „genialny” manewr z wycięciem LPR i „Samoobrony”, a następnie ogłoszeniem przedterminowych wyborów w 2007 roku. J. Kaczyński liczył na zwycięstwo w cuglach. Skończyło się sromotną klęską i oddaniem władzy złodziejskiej koalicji PO/PSL na długie osiem lat.
Przed zupełną zagładą uratował PiS zamach warszawski z 2010 roku, w którym, zginął L. Kaczyński „cieszący się” na miesiąc przed kolejnymi wyborami prezydenckimi ledwie 18-procentowym poparciem. Można powiedzieć, że tragiczna śmierć brata uratowała PiS przed iście kretyńskim posunięciem – ponoć mądrzejszego – J. Kaczyńskiego. Teraz pozwala sobie na równie kretyński manewr odwracając się od elektoratu wiejskiego na rzecz lewicowego. Czy naprawdę jest tak tępy, by liczyć że tym ruchem zyska dozgonną wdzięczność swołoczy sowieckiej?
Powiedzmy sobie jasno; uderzenie w rolników to nie ostatnie słowo PiS-owców. Wsparci cichym poparciem PO-paprańców oraz lewaków i sodomitów (przetrenowanym udanie przy okazji tzw. pandemii) dobiją jeszcze nas zmaterializowaniem słynnej USrAelskiej ustawki o kryptonimie „447” (300 mld. dolarów dla żydowskiej międzynarodówki tytułem tzw. mienia bezspadkowego), a jeśli to nie pomoże to odwodzie pozostaną inne narzędzia. Np. podatek egzekwowany przez nowych, żydochazarskich właścicieli resztek polskiego mienia od Lasów Państwowych po nieruchomości Skarbu Państwa. Zaprawdę „warto być Polakiem”…
Henryk Jezierski
(16.10.2020)