SĘDZIOWSKA LEKCJA GEOGRAFII
„No to już po mnie” – pomyślałem sobie, gdy warszawski prawnik wynajęty przez wydawcę portalu „wpolityce.pl” – PiS-owskiego podorganu propagandowego – ukłonił się przed SSR Joanną Biernacką z Sądu Rejonowego w Gdyni tak nisko, że gdybym ja zrobił to samo, wówczas z pewnością nie powróciłbym do pionu o własnych siłach.
Wspomniana „papuga” w swojej bezczelności połączonej z oczywistym otępieniem umysłowym – przyjmijmy, że chwilowym – kilkanaście minut wcześniej wystąpiła do sądu z wnioskiem o przeniesienie sprawy do Warszawy, gdyż właśnie tam znajduje się redakcja portalu „wpolityce.pl”, w której ukazał się materiał naruszający moje dobra osobiste.
Sęk w tym, że z prywatnym aktem oskarżenia wystąpiłem nie przeciwko portalowi lecz jego autorowi, niejakiemu Piotrowi Filipczykowi, który mieszka w Trójmieście i właśnie tu dał popis swojej dyspozycyjności wobec „linii programowej” tytułu będącego własnością braci Jacka i Michała Karnowskich, albo Kremlowskich. Taką właśnie ksywę otrzymali po opublikowaniu obszernego wywiadu z ambasadorem Rosji w Polsce. Wywiad ukazał się w papierowym tygodniku „Sieci”, będącym również własnością Karnowskich, już po agresji Rosji na Ukrainę, co nie umknęło uwadze konkurencyjnych łże-mediów, z „Gazetą Wyborczą” na czele. Ten wątek nie może jednak przesłonić faktu, że bracia prowadzą swój wydawniczy geszeft ze szczególną dbałością, aby zasłużyć na uznanie (oraz pieniądze) PiS-owskich sowieciarzy. I temu właśnie zawdzięczam atak na moją skromną osobę.
Gdyby przyjąć tok rozumowania (chociaż to słowo jest ewidentnym nadużyciem) warszawskiej „papugi”, że o wyborze miejsca rozprawy sądowej decyduje adres redakcji, wówczas dochodziłoby do absurdów trudnych do wytłumaczenia nawet przez krętaczy w togach z zielonymi żabotami. Wystarczyłoby bowiem, aby Karnowscy vel Kremlowscy zarejestrowali swój medialny i koszerny kramik np. w jakimś kibucu pod Jerozolimą, a ich procesowi adwersarze skazani byliby na wojaże do samego Izraela, w dodatku – przed oblicze żydochazarskiego sądu. Pomijając wątki logistyczne (koszty transportu, zakwaterowania, uzyskanie i opłacenie wizy itp.) jestem święcie przekonany, że jako konsekwentny demaskator izraelskiego zbrodniczego antysemityzmu (vide: mordy na Palestyńczykach, w absolutnej większości semickiego pochodzenia) moja podróż skończyłaby się już na żydowskim lotnisku, w dodatku – niekoniecznie z opcją powrotu do kraju. Na macę raczej się nie nadaję (mięso zbyt stare) ale do odstrzelenia z powodu ataku z długopisem na funkcjonariusza straży granicznej, kto wie? Precedensów jest tu aż nadto, włącznie z zabijaniem palestyńskich dzieci za to, że zaatakowali uzbrojonych po zęby izraelskich żołdaków kamieniami, które w wersji rozpowszechnianej przez żydochazarską propagandę urastają do… głazów.
Ktoś powie – no dobrze ale to nie „papuga” decyduje o realizacji swojego pomysłu. Jest przecież jeszcze niezawisły sąd, stojący na straży prawa i logiki. Chocby w takim kontekście kwestia odrzucenia wniosku o przeniesienie procesu do Warszawy wydawała się oczywista.
Niestety, nie dla mnie, czemu dałem wyraz już na wstępie tych zapisków. Byłem pewny, że głęboki ukłon obrońcy ze stolicy musi mocno podłechtać ego SSR J. Biernackiej. I nie pomyliłem się. W postanowieniu z 23 grudnia 2021 wskazała na „swoją niewłaściwość miejscową” i zdecydowała się przekazać sprawę do rozpoznania… Sądowi Rejonowemu dla Warszawy Pragi Południe.
Ciekawy jest tok rozumowania sędzi zawarty w uzasadnieniu postanowienia. Najpierw stwierdza, iż przestępstwo zniesławienia uznać należy za popełnione w miejscu, w którym działał jego sprawca (przypomnijmy, że P. Filipczyk wysmażył paszkwil na mój temat w Gdyni), po czym uznaje, że skoro do publikacji tekstu nastąpiło w warszawskiej siedzibie redakcji portalu wpolityce.pl, to tam znajduje się miejsce, w którym działał oskarżony. Jak zatem widać, SSR J. Biernackiej nie jest obce pojęcie bilokacji, uchodzącej ponoć za zjawisko paranormalne.
Oczywiście, nie mogłem pozostawić takiej bzdury bez reakcji. Nie tylko dlatego, że nie bardzo uśmiechała mi się wizja pokonywania ponad 700 km na każdą rozprawę w pociągu pełnym zaszmaconych pasażerów („pandemia”!) z oczywistą stratą czasu, pieniędzy i zdrowia. Nie widziałem także żadnego powodu, aby dostosować się do kretyńskiego, a przy tym bezpodstawnego życzenia warszawskiej „papugi”. Wprawdzie w stolicy nawet psy szczekają centralniej lecz nie zwykłem ulegać bezczelnym durniom tylko dlatego, że jestem z Polski prowincjonalnej. Można powiedzieć – wręcz przeciwnie.
W swoim odwołaniu od rzeczonego postanowienia napisałem m.in.:
„Sąd słusznie zauważył, że do publikacji oszczerczego materiału doszło w warszawskiej siedzibie redakcji portalu www.wpolityce.pl, czyli na obszarze działania właściwego sądu rejonowego w Warszawie. Ten fakt znalazł też odzwierciedlenie w aktach Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ w Warszawie VIII Wydział Karny (sygn. VIII K 530/20), gdzie skierowałem prywatny akt oskarżenia przeciwko Marzenie Nykiel, redaktor naczelnej portalu www.wpolityce.pl, która zdecydowała o publikacji oszczerczego materiału.
Tymczasem moje oskarżenie wobec Piotra Filipczyka nie dotyczy publikacji materiału, gdyż nie miał on na nią żadnego wpływu lecz jego realizacji, a konkretnie – przygotowania, napisania i zredagowania. Wszystkie te czynności wykonane zostały przez autora mieszkającego w Gdyni i w oparciu o rozmowy z mieszkańcami Trójmiasta, w tym ze mną. Jest zatem oczywiste, że miejscem działania sprawcy zarzuconego czynu była nie Warszawa lecz Gdynia i tylko tutaj sprawa powinna być rozstrzygana.
Na podkreślenie zasługuje również wyjątkowo zła wola, by nie powiedzieć perfidia postępowania pełnomocnika oskarżonego. Nie dość, że nie zgodził się na polubowne rozstrzygnięcie sprawy, to jeszcze uznał za wskazane skierować ją do sądu warszawskiego licząc zapewne, iż będzie to najskuteczniejszy sposób na zniechęcenie 70-letniego, schorowanego… człowieka do pokonywania setek kilometrów w pandemicznych realiach, aby upomnieć się o elementarną sprawiedliwość.
Mam nadzieję, że postępowanie nadal toczyć się będzie zgodnie z art. 31 § 1 kpk, czyli w Gdyni, jako faktycznym miejscu popełnienia zarzuconego czynu”.
Moje argumenty zostały powierdzone w postanowieniu z 16 lutego 2022 roku wydanym przez SSO Dagmarę Daraszkiewicz z V Wydziału Karnego – Odwoławczego Sądu Okręgowego w Gdańsku, która uchyliła zaskarżone postanowienie SSR J. Biernackiej i wskazała jako właściwy do dalszego procedowania Sąd Rejonowy w Gdyni. Poniżej końcowy fragment uzasadnienia tej decyzji:
„Z analizy akt wynika, iż niewątpliwie wydawca portalu „www.wpolityce.pl” ma siedzibę w Gdyni. Natomiast siedziba redakcji portalu jest w Warszawie. Niemniej jednak osoba sporządzająca mający zniesławiać artykuł sporządzała go w Gdyni – vide k. 49. W siedzibie „www.wpolityce.pl” otrzymano tylko ten artykuł, zaakceptowano i zamieszczono na serwer strony internetowej portalu. Były to czynności techniczne. Oskarżony działał w Gdyni. W oparciu o taką analizę faktów należy ustalić miejsce popełnienia przestępstwa…
Mając na uwadze powyższe, Sąd postanowił jak w sentencji.”
A więc happy end? Niekoniecznie, bowiem adw. Robert Małecki z Warszawy uprzedził SSR J. Biernacką, iż nie stawi się na rozprawę zaplanowaną we wtorek, 18 października 2022 roku z powodu choroby. Według relacji pracownicy sekretariatu wydziału, która poinformowała mnie o odwołaniu rozprawy, schorzenie mecenasa dotyczy kręgosłupa toteż sędzia prowadząca założyła dłuższy okres leczenia i wyznaczyła nowy termin na… 10 stycznia 2023 roku. Ze zrozumieniem przyjęła też jego brak zgody na zastępstwo swojego kolegi z tej samej kancelarii, chociaż taka sytuacja miała już miejsce podczas jednej z wcześniejszych rozpraw. Zaprawdę, sędzia do rany czyli kręgosłupa przyłóż…
Zastanawiam się jednak, co będzie jeśli Pan Bóg pozwoli dożyć do 10 stycznia 2023 roku (choć i tak żyję o całe 17 lat dłużej niż wynosił przeciętny wiek dziennikarza, gdy w 1977 roku zdecydowałem się realizować to powołanie do służby społecznej) i pan Małecki przyjedzie do Gdyni bez dalszego przenoszenia terminu? I jak potoczy się moja sprawa jeśli tenże – z już wyleczonym kręgosłupem – ukłoni się przed SSR J. Biernacką tak nisko, że przywali swoją adwokacką kiepełą o twardą podłogę Sądu Rejonowego w Gdyni? Czy nie zostanie mi wówczas przypisana wina za wstrząśnienie mózgu przedstawiciela palestry i z oskarżyciela nie stanę się oskarżonym?
Henryk Jezierski
Foto: domena publiczna
(18.10.2022)
Materiały źródłowe:
1. Sąd Rejonowy w Gdyni, II Wydział Karny, sędzia przewodnicząca SSR Joanna Biernacka, sygn. akt II K 108/21
2. Sąd Okręgowy w Gdańsku, V Wydział Karny Odwoławczy, sędzia przewodnicząca SSO Dagmara Daraszkiewicz, sygn. akt V Kz 198/22
P.S.
Rosnąca liczba publikacji w ramach cyklu „Zapiski podsądnego” mogłaby sugerować, że wdaję się w procesy sądowe powodowany np. chęcią zbierania rzetelnych materiałów dziennikarskich na temat polskiego sądownictwa (co akurat trudno uznać za naganne) lub zwykłym pieniactwem (co naganne jest zdecydowanie). Nic z tych rzeczy. Każdą sprawę wszczynam wyłącznie w obronie dobrego imienia, które dla dziennikarza jest kapitałem najważniejszym, gdyż decydującym o jego wiarygodności wobec czytelników, słuchaczy czy widzów.
Tak było również w sprawie przeciwko P. Filipczykowi i jego przełożonej z portalu wpolityce.pl, Marzenie Nykiel. Byłem zdecydowanym zwolennikiem rozstrzygnięć polubownych, sprowadzających się do przeprosin na ww. portalu oraz symbolicznej wpłaty na rzecz wskazanej organizacji pozarządowej. Niestety, na przeszkodzie w realizacji tego celu murem stanął wymieniany wcześniej Robert Małecki jako pełnomocnik strony oskarżanej. Zakres jego żądań wobec mojej osoby był tak absurdalny, że musiałem przerwać te mediacje. Jeden z przykładów: panu Małeckiemu przeszkadzało, że ze strony P. Filipczyka miało paść sformułowanie o przeprosinach „Pana Redaktora Henryka Jezierskiego”. Wyraźna niechęć do stosowania tradycyjnie polskich zwrotów grzecznościowych typu „Pan” lub „Pani” sugeruje, że Mecenas – a jakże! – Małecki wyszedł z rodziny, w której do Polaków odzywano się per „wy”. Nawet gdybyśmy mieli do czynienia ze stalinowskim pomiotem, jakich sporo w tzw. palestrze, to wypadałoby przypomnieć Panu Małeckiemu, że wdziewając na swój grzbiet togę z zielonymi wypustkami powinien dostosować się do norm obowiązujących w kraju pozostającym od ponad tysiąca lat w kręgu cywilizacji łacińskiej. Dyplom magistra prawa po jakimś WUML-u, choćby warszawskim, to cokolwiek za mało, aby stawiać się wysoko ponad innymi.
H. Jez.