NIE ŚPIĘ, WIĘC… NIE ZAGŁOSUJĘ
Nawet gdybym miał jakiekolwiek rozterki co do słuszności decyzji o dołączeniu do milionów Polaków, którzy konsekwentnie nie przystępują do tzw. wyborów parlamentarnych, to tegoroczny przebieg poprzedzającej je kampanii rozwiałby je nieodwołalnie. Takiego POPiS-owego gnojowiska powiększonego o nawóz dorzucany przez liczne przystawki pretendujące po resztki z kaczo-tuskowego stołu nie przypominam sobie w całej dotychczasowej, blisko 35-letniej historii III/IV RP. Brakuje mi tylko adekwatnej scenografii do całości, np. obowiązkowych hałatów utrudniających uchylanie się przed gównem ciskanym przez konkurentów do koryta.
Zasada każdego logicznego działania jest oczywista: nie przystępuje się do gry z oszustami, w dodatku – dysponującymi znaczonymi kartami i wspomaganymi przez stojących w cieniu suflerów. Wybór kandydata tylko spośród wskazanych przez Kaczyńskiego, Tuska, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza, Biedronia, Czarzastego, Zanberga itp. kukiełek wystruganych w Berlinie, Waszyngtonie, Tel-Awiwie, Moskwie czy Kijowie ma dokładnie tyle wspólnego z demokracją, co krzesło kuchenne z krzesłem elektrycznym. Jeszcze przed drugimi wyborami w 1991 roku – ponoć w pełni wolnymi i demokratycznymi – raczyłem wygłosić tezę: „Wszystkie drużyny z jednej gminy”. Charakterystyczne, że to piłkarskie porównanie stało się podstawą do oskarżania biżej podpisanego o… antysemityzm.
Mimo wszystko, pozostanę konsekwentnie wierny powyższej tezie. Wymowny, a przy tym wyjątkowo tragiczny dowód na jej potwierdzenie stanowi największa zbrodnia na Polakach od czasów II wojny światowej, czyli tzw. pandemia. Liczbę nadmiarowych zgonów ludzi, których pozbawiono elementarnej opieki lekarskiej w imię realizacji covidowego przekrętu szacuje się na ok. 200 tysięcy. Moim zdaniem, jest to liczba zaniżona, nie uwzględniająca ciągle trwających, przedwczesnych zgonów osób, które dały się zaszprycować. Hasło „Wspieraj partię czynem, umieraj przed terminem” pozostaje ciągle aktualne, choć już nie PZPR jest tu beneficjentem.
A jak na PiS-owskie łajdactwo, które kosztowało życie ponad 200 tys. obywateli III/IV RP oraz co najmniej 160 mld. zł wyprowadzonych z budżetu państwa, reagowali liderzy partii mieniących się opozycyjnymi? Oto kilka przykładów:
Bartosz Arłukowicz, PO: – Trzeba wprowadzić jasne zasady funkcjonowania paszportów covidowych.
Szymon Hołownia, Polska 2050: – Mamy kpinę, a nie restrykcje. Postulujemy paszporty covidowe!
Piotr Zgorzelski, PSL: – Jesteśmy za paszportami covidowymi, a niezaszczepieni muszą ponosić konsekwencje!
Robert Biedroń, Lewica: – Lockdown dla niezaszczepionych i paszporty covidowe!
Zaiste, ta swołocz może tylko dziękować koncernom farmaceutycznym, że antycovidowa „szczepionka” skutecznie czyści pamięć naiwniakom, którzy 15 października br. podążą do urn zrealizować „obywatelski obowiązek” i zagłosować na którąś z partii podążających równym krokiem za PiS nie tylko w kwestiach pandemicznych.
Formalnie będą mieli w kim wybierać. Tysiące kandydatów w wyścigu o 560 mandatów robi wrażenie. W motywacjach też nie brak różnorodności. Dominuje żydochazarska agentura wpływu zadaniowana przez służby wrogich państw, od niemieckiego BND, poprzez izraelski Mosad, amerykańską CIA, rosyjską FSB aż po ukraińską FSBU. O naszych agencjach nie ma co wspominać, gdyż i tak zrobią to, co im każą aktualni sojusznicy.
Na podnoszenie ręki i naciskanie przycisku pod dyktando partyjnych liderów za kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie plus dodatkowe 17,2 tys. zł. na biura) zgodzi się nie tylko zdyscyplinowana agentura. Takie uposażenie z pewnością usatysfakcjonuje pasożyta bez społecznie użytecznego zawodu zastąpionego dyplomem magistra nauk sowieckich (politolog, socjolog, ekonomista, historyk, europeista itp.). Dla przestępcy już czującego na karku oddech prokuratury lub skarbówki ważniejszy okaże się parlamentarny immunitet, co widać choćby na przykładzie mecenasa Romana Giertycha oraz doktora ekonomii Sławomira Mentzena, zarazem lidera partii coraz częściej i zasadnie określanej jako Konfabulacja.
Dziękuję, nie skorzystam. Wybór między kiłą, a rzeżączką to żaden wybór. Nie dam satysfakcji żadnemu oszustowi, który dobrze wie (jeśli nie wie, to znaczy że jest debilem) komu będzie służył. Ponad 90 proc. wszystkich aktów prawnych obowiązujących w Polsce, w tym wszystkie najstotniejsze preparowanych jest przez sowieciarzy w Brukseli, podległych władzom IV Rzeszy Niemieckiej w budowie, ta zaś nie odważy się postąpić nawet kroku bez akceptacji internacjonalistycznego kahału. Mamy jeszcze komfort pokazania wała tej hołocie, więc korzystam z obywatelskiego prawa do (nie)głosowania.
Robię to tym chętniej, że zarówno PiS-owskim namiestnikom polskiego baraku w unijnym kołchozie, jak i ich rzekomym oponentom wyjątkowo zależy na maksymalnej frekwencji wyborczej. O prawdziwym poparciu dla danej partii decyduje bowiem nie odsetek tych, którzy zjawili się przy urnach lecz odsetek wszystkich uprawnionych do głosowania. Rządowe łże-media ochoczo podkreślają zdecydowane zwycięstwo PiS w wyborach z 2019 roku. Problem w tym, ze niemal dwukrotną przewagę nad PO w liczbie uzyskanych mandatów dało PiS-owi poparcie dokładnie 8.051.935 osób, tj. 42,40 proc. głosujących i tylko 26,61 proc. uprawnionych do głosowania. Innymi słowy – partia legitymująca się poparciem nieco ponad jednej czwartej obywateli dała sobie prawo do ich bezkarnego mordowania i okradania na niewyobrażalną skalę. I proszę mi nie mówić, że rozsądną alternatywą dla niemieckich kolaborantów z PiS (vide: pełna dyspozycyjność M. Morawieckiego wobec Berlina) mogą być folksdojcze z PO lub którakolwiek z pozostałych partii robiących jedynie za tło dla POPiS-u.
Cała nadzieja w tych, którzy nie dają się oszukać. W 2019 roku było ich ponad 11,5 mln., aż o 3,5 mln więcej niż wyborców PiS. W tym roku ten wynik może być co najmniej porównywalny. Widać to po nerwowych działaniach wszystkich zainteresowanych stron, także działających zza węgła, jak np. autorzy kampanii zatytułowanej „Nie śpij, bo cię przegłosują”. Ich reklamy, napisane charakterystyczną solidarycą, umieszczone na tyłach autobusów komunikacji miejskiej w Gdańsku sugerują, że mamy tutaj do czynienia jeśli nie z inspiracją, to przynajmniej akceptacją PO.
Jeśli tak jest, to odpowiadam: Wasze niedoczekanie, pozostałych także. Już teraz wiem, że przystąpiłem do największego i bezapelacyjnie zwycięskiego ugrupowania w Polsce. Ktoś zapyta: A co dalej? Wariantów jest kilka lecz – uspokajam – żaden nie dotyczy tworzenia kolejnej partii. Przykład Islandczyków, którzy w 2008 roku dali sobie radę nawet z ponoć wszechmocnym systemem bankowym, a w 2013 roku rozgonili parlamentarną agenturę, próbującą zmusić ich m.in. do akcesji z unijnym kołchozem dowodzi, że przeprowadzenie zmian korzystnych dla obywateli wcale nie wymaga akceptacji partii i ich sprzedajnych liderów. Można powiedzieć – wręcz przeciwnie.
Henryk Jezierski
(27.09.2023)
P.S.
Od publikacji powyższego tekstu upłynął ponad tydzień lecz nie zdarzyło się, aby ktokolwiek namawiał mnie do zweryfikowania swojej decyzji i wzięcia udziału w przedwyborczym rykowisku z promowaniem partii „prawdziwie polskich” w rodzaju PiS czy Konfederacji, o pozostałych nie wspominając. To bardzo dobrze świadczy o naszych Czytelnikach i ich ponadprzeciętnej wiedzy na temat pretendentów do parlamentarnego koryta. Wyjątek w tej regule stanowią głosy kilku osób wskazujących na partię Polska Jest Jedna jako rozsądną – przynajmniej ich zdaniem – alternatywę. Uważam zatem za konieczne opublikowanie poniższego listu skierowanego do Czytelniczki skłaniającej się ku takiemu wyborowi:
„Niestety, zbyt dużo wątpliwości. Nawet gdyby pominąć takie „drobiazgi” w biografii lidera PJJ jak jego zaangażowanie w jednoznacznie sekciarski neokatechumenat czy pielgrzymki do Medjugorje – miejsce nie uznawanych przez Kościół objawień (ciekawe, że w Gietrzwałdzie jakoś nie miałem szczęścia Go spotkać), to warto dokładnie przeczytać choćby pierwsze rozdziały Statutu PJJ.
Na przykład par. 3 pkt. w rozdziale II mówi, że „Partia dąży do ochrony praw człowieka”. A prawa człowieka określone jednoznacznie w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka uchwalonej przez ONZ w 1948 roku podkreślają wyraźnie… prawo do aborcji. Wystarczyło w statucie PJJ wpisać formułę o ochronie NATURALNYCH praw człowieka. Nie zrobiono tego, a mi z osobami akceptującymi mordowanie dzieci poczętych jest najzwyczajniej i po katolicku nie po drodze.
Nie odpowiada mi również członkowski wymóg akceptowania „chrześcijańskiego systemu wartości”, skoro na to samo powołują się protestanci oraz wiele innych sekt kontrolowanych przez talmudystów. Tu też wystarczyło odwołać się do KATOLICKIEGO systemu wartości.
Myślę, że już te zastrzeżenia (a jest ich jeszcze sporo) wystarczą, aby nie legitymizować swoim skromnym głosem czegoś, co budzi odruchowy sprzeciw”.
H. Jez.