REFLEKSJE NAD ZGLISZCZAMI
Organizatorzy Pierwszej Wiosennej Konferencji Katolickiej w Tarnowie albo zagrali va banque, albo mieli pełne przekonanie, że tak zbożna inicjatywa musi przynieść oczekiwane owoce i być kontynuowana. Już w samej nazwie imprezy dało się zauważyć daleko idącą życzeniowość. Skoro „pierwsza” to znaczy, że będą następne. Skoro „wiosenna” to znaczy, że ta następna musi wydarzyć się jeszcze w tym roku, na przykład jesienią. A do tego doszło jeszcze wyjątkowo prowokacyjne przesłanie spotkania: „Ruina wiary, religii, Kościoła, społeczeństwa, Narodu i państwa. Elementy diagnozy i remedia”. Skąd taki defetyzm po 35 latach światłych rządów agentury żydochazarskiej sterowanej z USA i Izraela oraz niemieckiej, rosyjskiej i banderowskiej, a także – tu odniesienie do Kościoła – pasterskiego przywództwa talmudycznych przechrztów bądź szabes-gojów zaangażowanych w budowę synagogi Szatana? Toż to obraza najwyższych autorytetów, już teraz zdobiących cokoły pomników, tablice z nazwami ulic oraz obszerne rozdziały w podręcznikach szkolnych.
Mimo wszystko, udało się chociaż Prywatne Stowarzyszenie Wiernych Tradycji Katolickiej „Coenobium Sanctae Familiae” oraz współdziałający z nim Katolicki Ruch Oporu na brak przeciwników swojej inicjatywy raczej narzekać nie mogą. Co ciekawe, jawne i mniej jawne ataki płynęły także ze strony środowisk podających się za tradycjonalistyczne. Kaznodzieja sekty jakubowej z – nomen omen – Baranowa oraz jakiś nawiedzony „publicysta” uzurpujący sobie prawo do reprezentowania ruchu sedewakantystycznego najwyraźniej nie mogli pogodzić się z brakiem zaproszenia do Tarnowa. Z kolei niemiecki odłam Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Polsce, czyli – według niżej podpisanego – Bractwo Krzyżackie komtura Stehlina zasugerowało delikatnie jednemu z zapowiadanych prelegentów, aby w tarnowskiej konferencji nie uczestniczył. Tenże, jako wierny wyżej wymienionego Bractwa sugestię pojął i w obawie przed utratą dostępu do kapłańskiej posługi z prelekcji zrezygnował. A miał mówić o sektach działających w obrębie i wokół posoborowego Kościoła.
Akurat wyłączenia tego punktu z programu konferencji nie żałuję, gdyż nie wyobrażam sobie aby katolik wierny Świętej Tradycji był podatny na pranie mózgu przez różnej maści szamanów. Niedoszłemu prelegentowi (dodajmy, nie tylko eks-członkowi ale także jednemu z liderów jakiejś sekty), życzę aby wstępując do sekty Stehlina nie wpadł z deszczu pod rynnę. Choćby w kontekście ważności i – co za tym idzie – zbawiennej skuteczności oleju stosowanego w sakramencie ostatniego namaszczenia, który wspomniane Bractwo otrzymuje z rąk… posoborowych biskupów.
Proszę nie traktować poniższego tekstu jako wiernej relacji z przebiegu konferencji, a tym bardziej – dosłownych zapisów wystąpień poszczególnych prelegentów. Te można wyszukać i odtworzyć w internecie. Bardziej zależy mi na przedstawieniu głównych tez zawartych w tych wystąpieniach oraz osobistej oceny ich trafności z pozycji zwykłego wiernego, który po pierwsze – od chrztu poprzez Komunię świętą do bierzmowania był formowany jeszcze w rycie tradycyjnym, po drugie – przez 47 lat pracy reporterskiej połączonej między innymi z członkostwem w stowarzyszeniach dziennikarzy katolickich miał okazję obserwować z bliska przemiany zachodzące zarówno w posoborowym Kościele, jak i w – nieprzerwanie żydokomunistycznym – państwie.
ALBO KATOLICKA, ALBO SZATAŃSKA
Spotkanie rozpoczął biskup Michał Stobnicki, nawiązując do wydarzenia z życia świętego Jacka, patrona Polski pochodzącego z zasłużonego dla Kościoła i Ojczyzny rodu Odrowążów. Otóż ów święty, znany lepiej we Włoszech oraz Ameryce Południowej niż w naszym kraju, w 1240 roku podczas najazdu Mongołów (w wersji żydochazarskiej – Tatarów) na Kijów postanowił uratować przed zbezczeszczeniem Najświętszy Sakrament. Gdy opuszczał kościół usłyszał głos Matki Bożej: „Jacku, a mnie zostawiasz?”. Z przekonaniem, że nie podoła temu zadaniu jednak wrócił po ciężki posąg Bogarodzicy. Aniołowie pomogli i od tego momentu święty Jacek stał się najgorętszym orędownikiem kultu Najświętszej Marii Panny, co znalazło odzwierciedlenie także – uwaga! – w XVI- i XVII-wiecznym malarstwie włoskim, z takimi mistrzami jak Ludovico Carracci (do obejrzenia w paryskim Luwrze) czy jeszcze bardziej znanego El Greco (patrz – boczna kaplica bazyliki świętej Sabiny w Rzymie). A co dzisiaj pozostało po najsłynniejszym polskim dominikaninie? Niestety, tylko zakon dominikanów konsekwentnie walczący z zakonem jezuitów o miano zakonu najbardziej zażydzonego…
Wróćmy do wystąpienia biskupa Stobnickiego. Jego główne przesłanie można wyrazić w dwóch zdaniach. Pierwsze: Polska jako Królestwo Maryi, czy godzi się aby tak nazywać naszą Ojczyznę teraz? Drugie: Albo Polska stanie się katolicka, albo będzie przeklętą ziemią Szatana!
PODOBAĆ SIĘ BOGU, NIE LUDZIOM
Powiedzieć, że na to spotkanie czekałem szczególnie to za mało, bowiem bezpośredni kontakt z biskupem Richardem Williamsonem był główną motywacją, aby poświęcić kilka dni i ponieść spore koszty na blisko 700-kilometrowy wyjazd z Gdańska do Tarnowa. Czy doznałem zawodu? I nie, i tak. Nie, bowiem poznałem osobiście wyjątkowego hierarchę Kościoła katolickiego, chociaż również bezpośrednio widziałem na przykład Karola „Santo Subito” Wojtyłę jako papieża (Gdańsk 1987). Biskup Richard Williamson to zupełnie inna liga, jakby – używając analogii futbolowej – brytyjska wobec polskiej. Mimo 84 lat nie tylko imponuje bystrością umysłu ale także nawet zewnętrznie wzbudza zaufanie swoja aparycją i zachowaniem. A przede wszystkim – pozostaje konsekwentnym obrońcą i propagatorem Świętej Tradycji.
Co ważne, biskupowi Williamsonowi polscy katolicy zawdzięczają możliwość korzystania z posługi czterech nowych, prawdziwie rzymskokatolickich kapłanów (w tym jednego biskupa), co oznacza wzrost aż pięciokrotny, bowiem do tego czasu status duszpasterza tradycyjnego posiadał w Polsce jedynie ksiądz Rafał Trytek, wojażujący między Krakowem, Warszawą i Wrocławiem, a nawet Skandynawią.
Żydochazarska dzicz i kontrolowane przez nią media głównego ścieku uważają biskupa Williamsona za tak zwanego negacjonistę holocaustu. Wystarczyło, by poddał w wątpliwość liczbę miliona żydów zamordowanych w Auschwitz. Ciekawe, że na taki sam epitet nie zasłużyli gudłaje, którzy liczbę ofiar w wyżej wymienionym obozie zaniżyli o – bagatela! – okrągłe trzy miliony. Jeszcze w latach 60-ych ubiegłego roku uczyli mnie, zarówno w podstawówce jak i w szkole średniej, że Oświęcim był grobem dla czterech milionów Żydów (wielka litera wobec określania wyznawców talmudyzmu też wówczas obowiązywała, inaczej niż w wypadku katolików). Potem żydowscy historycy sami z siebie zaakceptowali liczbę czterokrotnie niższą. Jaką mamy gwarancję, że aktualnie obowiązujący wskaźnik jest zgodny ze stanem faktycznym?
Niestety, organizatorzy tarnowskiej konferencji jakby nie zauważyli – przyjmijmy, że nieświadomie – wyjątkowej rangi gościa, przywołując go do porządku programowego, czyli do wygłoszenia znanego zainteresowanym od wielu lat wykładu o siedmiu epokach Kościoła (do wysłuchania w internecie).
Zanim to nastąpiło zdążyliśmy usłyszeć relację biskupa Williamsona z kulisów wyświęcenia przez arcybiskupa Marcela Lefebvre’a 30 czerwca 1988 roku czterech biskupów. Byli to Bernard Fellay, Bernard Tissier de Mallerias, Richard Williamson i Alfonso de Galarreta. Watykan wpadł wówczas w panikę bowiem tracił formalną kontrolę nad „nieposłusznymi” pasterzami. Sformalizowana jedność Kościoła okazała się ważniejsza od tego, wokół czego należy się jednoczyć. Negocjacje z arcybiskupem Lefebvre’m w imieniu Jana Pawła II prowadził ówczesny kardynał Joseph Ratzinger. Biskup Williamson ocenia go jako człowieka dwulicowego. W relacjach międzyludzkich pozował na osobę wyjątkowo koncyliacyjną, wręcz przymilną, natomiast w kwestiach wiary okazał się zdrajcą. Stąd późniejsze wyznanie arcybiskupa Lefebvre’a, że negocjując z Ratzingerem zbytnio poddał się jego urokowi ustępując mu za daleko. Jeszcze raz zatem okazało się – co podkreślił biskup Williamson – że naszym celem jest podobać się Bogu, a nie ludziom. Dalszego ciągu ciekawie rozwijającego się wątku nie usłyszeliśmy z przyczyn podanych wcześniej.
KTO FORMOWAŁ „PRYMASA TYSIĄCLECIA”?
Krzysztof Zagozda znany z demaskowania masońskich wpływów w Kościele tym razem poświęcił swój wykład – transmitowany na żywo z Bydgoszczy – osobie kardynała Stefana Wyszyńskiego, a ściślej wpływie jaki na jego działalność wywarł ksiądz Władysław Korniłowicz. Tenże już jako kleryk poddany został masońskiej tresurze, co dla żydowskiego przechrzty nie było wyzwaniem zbyt trudnym. W 1914 roku współorganizował sektę tak zwanych księży charystów, piątą kolumnę w Kościele katolickim, a od lat trzydziestych ubiegłego wieku na dobre „zaopiekował się” Stefanem Wyszyńskim skutecznie przygotowując go do roli Prymasa Polski (co ułatwiła przedwczesna śmierć kardynała Augusta Hlonda) oraz realizatora postanowień Drugiego Soboru Watykańskiego. Za aprobatą obecnego papieża w czerwcu 2021 roku „Prymas Tysiąclecia” został wyniesiony na ołtarze, zasilając liczne grono uświęconych heretyków i novusowców.
Wykład Krzysztofa Zagozdy w pełnym brzmieniu to obowiązkowa pozycja dla każdego, kto chce wiedzieć jak żydomasońska ośmiornica objęła swoimi mackami struktury Kościoła katolickiego w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem jego hierarchów. Zainteresowanym proponuję wyszukanie w internecie publikacji pt. „X. Władysław Korniłowicz jako architekt nadwiślańskiej filii antykościoła”.
NAUKI SOWIECKIE W SŁUŻBIE DECHRYSTIANIZACJI
Mam mocno ugruntowany pogląd na temat przydatności tak zwanych nauk społecznych w prawidłowym kształtowaniu postaw ludzi, a szczególnie katolików. Psychologia, socjologia, politologia tudzież kilka innych „logii” to dla mnie jednoznaczne nauki sowieckie na solidnej podbudowie marksizmu, leninizmu oraz talmudyzmu. Utrzymywane z pieniędzy podatników służą bardziej władzy niż obywatelom, tresując ich w kierunku oczekiwanym i pożądanym przez internacjonalistyczną dzicz.
Może dlatego z dystansem przysłuchiwałem się prelekcji Wojciecha Andrzeja Czajki pod – raczej nie zachęcającym – tytułem „Postmodernizm jako ostatni etap humanizmu na drodze do dechrystianizacji cywilizacji łacińskiej. Psychologia humanistyczna i „religie” wschodu jako narzędzia wymazania świadomości chrześcijańskiej”. Nie negując zasadności tez zawartych w wyżej wymienionym tytule, pozostaję w przekonaniu, że tradycyjny modlitewnik to oręż zdecydowanie skuteczniejszy w zachowaniu zasad moralnych i równowagi psychicznej niż uleganie wpływom „lekarzy dusz”, jak często określa się magistrów psychologii, z humanistyczną włącznie.
Przy okazji, prelegent przedstawił się jako politolog z wykształcenia oraz mąż magister psychologii, pracujący aktualnie jako kierownik administracyjny i trener piłki nożnej. Uważam, że to bardzo dobre zajęcie i zdecydowanie pożyteczniejsze od politologii i psychologii razem wziętych. Dzieciaki przelewające pot na treningach oraz walczące ze stresem podczas meczowej rywalizacji nie dość, że skutecznie realizują zasadę „W zdrowym ciele zdrowy duch”, to jeszcze stają się mniej podatne na wpływy propagandowego ścieku płynącego ze wszystkich stron, w tym smarfonów zasadnie zwanych srajfonami.
SŁUSZNIE I ZBAWIENNIE
Ksiądz Jacek Bałemba, jeden z trzech salezjanów posiadających święcenia kapłańskie w tradycyjnym rycie (sub conditione), posługujący wiernym we Wrocławiu dał swojemu wykładowi tytuł „O wierze w czasach powszechnego odstępstwa” uzupełniony o fragment Listu do Hebrajczyków „Bez wiary zaś nie podobna jest podobać się Bogu”. Wystąpienie, znacznie przedłużone ponad zaplanowaną godzinę, obfitowało w liczne cytaty ojców oraz doktorów Kościoła, z jedną dominującą tezą „Kto wyznaje wiarę katolicką i apostolską, będzie zbawiony”. Zwieńczeniem wykładu był apel prelegenta o codzienną lekturę katechizmów Kościoła katolickiego, żywotów świętych oraz pouczeń duchownych. Można powiedzieć: nic dodać, nic ująć i tylko czekać, aż organizatorzy upublicznią ten interesujący wykład w całości, gdyż jakiekolwiek streszczenie czy omówienie osłabiłoby jego merytoryczną wymowę.
Jedno zastrzeżenie, akurat nie związane z treścią samej prelekcji. Otóż ksiądz Bałemba wykorzystał udział w konferencji do promowania swoich trzech blogów. Zrobił to w dyskretnej i atrakcyjnej formie; poprzez rozdawanie obrazków. Na awersie piękny wizerunek Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych (taki sam obraz pamiętam z kościoła salezjanów pod wezwaniem Świętego Jana Bosko w Gdańsku, do którego uczęszczałem w latach 1966 – 1992), a na rewersie informacja o święceniach kapłańskich księdza Bałemby w 1990 roku, uzupełnionych w maju 2022 roku o wymienione wcześniej święcenia sub conditione oraz odnośniki do wspomnianych blogów.
Problem w tym, że mam w swoich zbiorach taki sam obrazek z czerwca 2020, czyli w 30 rocznicę święceń kapłańskich księdza Bałemby. Oczywiście, w tamtym okresie wzmianki o święceniach sub conditione być nie mogło ale dziwi brak informacji o Mszach świętych odprawianych – począwszy od października 2016 roku (a więc cztery lata przed wydrukowaniem obrazków) – wyłącznie w tradycyjnym rycie rzymskim. Do dziennikarzy tchórzliwych raczej nie należę, toteż od kapłanów rzymskokatolickich oczekuję co najmniej podobnej odwagi. Zwłaszcza, że nie ryzykują krzywdą swoich żon, dzieci czy wnuków, a wzmianka o absolutnej wierności Świętej Tradycji to bardziej powód do zyskania szacunku wśród wiernych niż do obawy przed konsekwencjami z tytułu ujawnienia tego faktu.
ZYGMUNT BAUMAN I JORGE BERGOGLIO – ŻYDOKOMUNISTYCZNY SZPICEL I ARGENTYŃSKI SZABES-GOJ W SERDECZNYM UŚCISKU
Tytuł tego wykładu księdza Włodzimierza Małoty brzmiał cokolwiek tajemniczo: „Transatlantycki ideologiczny romans B. z B. Odwrotny autorytet w płynnym społeczeństwie majora Zygmunta i odwrotny „szpital polowy” w płynnej religii chemika Jorge”. Już po pierwszych zdaniach prelegenta okazało się, że chodzi o wyjątkowo zażyłe relacje żydowskiego „socjologa” Zygmunta Baumana, wcześniej oficera Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz agenta Informacji Wojskowej o pseudonimie „Semjon” z obecnym papieżem Franciszkiem, który jeszcze jako Argentyńczyk Jorge Bergoglio wykształcił się w zawodzie chemika, by po studiach teologicznych dotrzeć aż do Stolicy Piotrowej i stąd skutecznie wysadzać w powietrze kolejne fundamenty Kościoła.
Wywód ks. Małoty jest zbyt ciekawy i obfituje w zbyt wiele nieznanych faktów z ideowej przyjaźni byłego szpicla z byłym chemikiem (przy czym ten pierwszy był wielkim autorytetem dla drugiego), aby z pełnym przekonaniem odesłać Czytelników do lektury całości, dostępnej w internecie pod wyżej wymienionym tytułem. Niektórych z uczestników tarnowskiej konferencji bulwersował zbyt „kwiecisty” język prelegenta. Mam w tej kwestii zdanie całkowicie przeciwne. Dzięki iście publicystycznemu temperamentowi księdza Małoty słucha się go zawsze z zaciekawieniem i bez ryzyka popadania w senność nawet jeśli przemawia pod koniec ośmiogodzinnego maratonu konferencyjnego.
MOCNY GŁOS ZZA OCEANU
Ostatnim, a zarazem kulminacyjnym punktem tarnowskiego spotkania było zdalne „Przesłanie do Katolickiego Ruchu Oporu w Polsce” wygłoszone przez arcybiskupa Carlo Marii Vigano. Zamieściliśmy je niezwłocznie na naszym portalu zarówno w wersji tekstowej jak i video, toteż tam kierujemy zainteresowanych, patrz WYTRWAJCIE!. Wprawdzie znam jednego duchownego (gwoli ścisłości – nie jest to wspomniany wcześniej kaznodzieja sekty jakubowej z Baranowa), który o hierarchach Kościoła w Polsce wypowiada się jeszcze ostrzej lecz nigdy dotąd członkowie Konferencji Episkopatu Polski nie doświadczyli tak druzgoczącej krytyki ze strony kapłana co najmniej sobie równego. Całkowity brak ich reakcji na niedawne wprowadzenie przez argentyńskiego chemika i czciciela Pachamamy możliwości udzielania błogosławieństwa sodomitom tylko wzmacnia zasadność powyższej oceny.
Jest dla mnie oczywiste, że treści dotyczące historii i teraźniejszości Kościoła w Polsce, przekazane zostały arcybiskupowi Vigano przez kogoś bardzo dobrze znającego nasze realia. Szkoda zatem, że w ostatnim akapicie przesłania znalazła się prośba o łaskę Królowej Polski nie jako Matki Bożej lecz jako Matki Bożej Częstochowskiej. Po pierwsze – jako nasza Królowa Matka Boża objawiła się nie w Częstochowie lecz w Gietrzwałdzie. Po drugie – Jasna Góra w kontekście tego, co wyprawiają na niej obecnie kontrolowani przez żydochazarów paulini z przeorem Samuelem Pacholskim na czele staje się coraz bardziej Ciemną Górą, a i historyczny wątek z żydem Jakubem Frankiem (pełne personalia Jakub Lejbowicz Frank Dobrucki), który rezydował tu przez wiele lat organizując seksualne orgie i satanistyczne msze też tego wizerunku nie poprawia.
Przy okazji – nie sposób ponownie nie wspomnieć o biskupie Williamsonie, bowiem to właśnie on udzielając święceń warunkowych arcybiskupowi Vigano wprowadził go do grona najwyższych hierarchów Świętej Tradycji. To jeszcze jeden przytyk w kierunku organizatorów konferencji za to, że zmarginalizowali tak znaczącego gościa. Tym bardziej, że miał odwagę osobiście zjawić się w żydochazarskim państwie uczulonym na kwestionowanie tak zwanego holocaustu, a jednocześnie mógł powiedzieć uczestnikom znacznie więcej niż mu pozwolono.
Zabrakło mi również w Tarnowie obecności księdza Rafała Trytka, kapłana który nie dość, że najdłużej z Polaków (dokładnie od 2006 roku) pozostaje wierny Kościołowi rzymskokatolickiemu w jego tradycyjnej, jedynie dopuszczalnej, formie, to jeszcze mógłby swoją wiedzą oraz bezkompromisowością w wyrażaniu poglądów znacząco wzbogacić i wzmocnić wystąpienia arcybiskupa Vigano oraz księdza Małoty.
Oczywiście, w niczym nie umniejsza to mojego uznania dla organizatorów konferencji. Zwłaszcza, że była pierwszą z planowanych i choćby jako taka niosła ryzyko ewentualnych niedociągnięć, na szczęście nielicznych i nie ważących na jej ostatecznym odbiorze przez uczestników. Pozostaję z nadzieją, że następna będzie jeszcze lepsza.
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(13.06.2024)