POMORKI: CZYJE ŚWIĘTO 15 SIERPNIA, HARARI U MORAWIECKIEGO, ZELENSKI UPOKORZONY, JAKIE DŹWIGNIE ZADZIAŁAŁY W GIETRZWAŁDZIE, „DESTYLACJA” TEKSTÓW HEBRAJSKICH
ŚWIĘTO KRÓLOWEJ CZY TREPÓW?
Jeszcze 32 lata temu dzień 15 sierpnia oznaczał dla Polaków Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oraz kolejną rocznicę zwycięskiej Bitwy Warszawskiej 1920 roku, nieprzypadkowo nazywanej Cudem nad Wisłą i utożsamianej z boskim wstawiennictwem Królowej Polski. Pomagdalenkowa żydokomuna nie mogła ścierpieć takiej interpretacji powyższej daty. Dokładnie 30 lipca 1992 roku ówczesny Sejm RP (zasadny skrót od Republiki Przybłędów) ustanowił dzień 15 sierpnia także Świętem Wojska Polskiego.
W miarę upływu lat i udziału w kolejnych „misjach pokojowych” na zlecenie oraz w interesie USrAela święto polskich najemników stało się ważniejsze i bardziej eksponowane od święta maryjnego. Apogeum tej manipulacji można było zauważyć w ubiegłym roku. Już nie jeden, a trzy dni fetowania „osiągnięć” armii dowodzonej przez ociężałych umysłowo trepów z generalskimi dystynkcjami. Co gorsze – było to fetowanie połączone z nachalnym werbunkiem świeżego mięsa armatniego, najprawdopodobniej przeznaczonego do wsparcia banderowskiej Ukrainy w jej walce z Rosją. Około 5 tys. zł „na rękę” może przemówić do wyobraźni młodych ludzi pozbawionych innych perspektyw zawodowych. Szkoda, że tej samej wyobraźni nie starcza na wizję – niekoniecznie triumfalnego – powrotu do domu.
Miejmy nadzieję, że także w tym roku udział wiernych podczas mszy w Święto Wniebowzięcia NMP będzie po tysiąckroć większy niż oglądających transmisje z – pożal się Boże! – defilad tzw. grup rekonstrukcyjnych nieudacznie wypełniających coraz większą pustkę po tym, co zostało z Wojska Polskiego. Tylko generałów ciągle nam przybywa…
DAJ PARCHOWI PALEC…
Nic tak nie rozzuchwala żydochazara jak bezkarność. Brązowonosy premier III/IV RP, określany tak przez złośliwców z powodu częstego wkładania organu powonienia w mniej szlachetne organy namiestników z Brukseli i Berlina, ma prawo czuć się szczęściarzem. Jak dotąd, wszystko uchodzi mu płazem i nie przekreśla politycznej kariery. Proponowanie Polakom, aby pracowali za miskę ryżu, kluczowy współudział w „pandemicznej” zbrodni na 200 tysiącach (choć ta liczba ciągle rośnie) pacjentów pozbawionych opieki lekarskiej lub „nieskutecznie” zaszprycowanych, zgoda na likwidację polskich kopalń gwarantujących energetyczną niezależność kraju, ciągle nie wyjaśniony zarzut współpracy z niemiecką bezpieką… Sporo tego, jak na jednego. Zwłaszcza, że każdy z powyższych zarzutów powinien wystarczyć do solidnego wykopu z pełnienia jakiejkolwiek funkcji publicznej.
Mateusz Morawiecki ma się jednak wyjatkowo dobrze. Tak dobrze, że może wykazywać rosnące zainteresowanie dalszymi, bardziej wydajnymi metodami sprowadzania gojów do poziomu zwierząt roboczych oraz eliminowania tych, którzy na taką rolę albo nie zgadzają się, albo są zbyt starzy i ułomni, aby jej podołać. Zarejestrowane na powyższym zdjęciu spotkanie „Morawera” z izraelitą o personaliach Juwal Noach Harari (po prawej) było ponoć kolejnym z już odbytych lecz i ono wystarcza, aby nabrać poważnych obaw co do jego wpływu na dalszą, coraz gorszą przemianę osobowości hochsztaplera z Wrocławia.
Harariego nie sposób bowiem charakteryzować podług cech ludzkich. To wyjątkowa bestia, jakby z piekła rodem, a jednocześnie absolutne bożyszcze żydomasońskiej elity pretendującej do pełni władzy nad światem. Podaje im na talerzu wiele gotowych rozwiązań dla osiągnięcia tego celu. Bliski współpracownik i doradca Klausa Schaba w pełni popiera jego ideę resetu, czyli zmniejszenia liczby ludności na świecie do nie więcej niż jednej piątej stanu obecnego.
Tym, którzy pozostaną przy życiu Harari też nie pozostawia zbytnich złudzeń. Żadnej własności prywatnej, wynagrodzenia wystarczające jedynie na zaspokojenie podstawowych potrzeb, choć z wyłączeniem dostępu do żywności tradycyjnej, zwłaszcza mięsa. Przy okazji – ten degenerat określa się jako weganin i obrońca zwierząt hodowlanych lecz o eliminacji talmudycznego mordu na tychże, zwanego ubojem rytualnym jakoś nie wspomina.
Harari, podbudowany entuzjastycznym przyjęciem ze strony internacjonalistycznego kahału brnie znacznie dalej. Uważa, że już teraz istnieją technologiczne możliwości nie tylko kontroli ludzkich zachowań ale także ludzkiego umysłu, z jednoczesnym wpływaniem na jego stan. Ba, ma pretensje do czołowych przywódców świata, ze nie wykorzystali tak wspaniałej okazji jaką była w pełni kontrolowana walka z „pandemią” do przyspieszenia tempa i siły kształtowania „nowej istoty ludzkiej”.
Nie wiemy, jak wytłumaczyć wyjątkowe zbydlęcenie tego izraelskiego cudaka. Nie wykluczamy tutaj nawet wpływu jego sodomistycznych preferencji seksualnych. Od ponad 20 lat jego „mężem” jest niejaki Icik (piękne imię, nieprawdaż?) Jahaw. Pobrali się nie w Izraelu – gdyż tam nie mogli – lecz w kanadyjskim Toronto, ale małżeński – tfu! – związek realizują w miasteczku pod Jerozolimą. Powyższe fakty przekonują, że Harari jest tzw. pedałem posuwanym, co oznacza naturalną uległość wobec „męskiego” partnera. Może zatem tutaj tkwią jakieś kompleksy, objawiające się wyjątkową ekspresją w lansowaniu najbardziej diabelskich idei?
Nie będziemy szukali odpowiedzi na to pytanie. Bardziej interesuje nas czy brązowonosy żydochazar, pełniący z rekomendacji jakiegoś izraelskiego trepa (bodajże Daniels było mu po ojcu) obowiązki premiera III/IV RP, nie znajdzie w poglądach dewianta – też izraelskiego – alibi dla swoich, dalszych, jeśli nie zbrodniczych to przynajmniej złodziejskich, knowań wobec Polaków?
SAMOTNOŚĆ KOMEDIANTA
Powyższe zdjęcia z ostatniego szczytu NATO w Wilnie w sposób jednoznaczny oddają aktualną, pozycję prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zelenskiego, całkowicie odmienną od tej, jaką przedstawiają media głównego ścieku w III/IV RP. Ex-komediant miał bowiem przywieźć z Litwy konkretne decyzje określające przynajmniej termin zaproszenia do rokowań w kwestii przystąpienia jego kraju do sojuszu, tymczasem nie tylko wrócił z niczym ale został pouczony, aby „ochłonął” w swoich żądaniach i oczekiwaniach.
Dodatkowy kubeł zimnej wody na głowę idola pseudoelit III/IV RP wylał brytyjski minister obrony Ben Wallace, który stwierdził, że Ukraina traktuje swoich zachodnich sojuszników, jakby byli „magazynem firmy Amazon”, dodając – Czy nam się to podoba, czy nie, ludzie chcą widzieć odrobinę wdzięczności. W podobnym tonie wypowiedział się Jake Sullivan, amerykański doradca ds. bezpieczeństwa.
Niepomyślne dla baderowców wiatry zdaje się dobrze wyczuwać niejaki Andrij Melnyk, znany z – delikatnie mówiąc – kontrowersyjnych wypowiedzi nie tylko wobec Polski i Polaków. Jeszcze jako ambasador Banderlandu w Niemczech krytykował tamtejsze władze za opieszałość w dostawach broni, a kanclerza Olafa Scholza nazwał „obrażoną pasztetową”. W listopadzie ubiegłego roku został odwołany z funkcji ambasodora i… awansowany na wiceministra spraw zagranicznych. Długo ministerialnego fotela jednak nie zagrzał. Już w lipcu br. wrócił do dawnego, ambasadorskiego zajęcia tyle, że jak najdalej od Europy, gdyż w… Brazylii. Liczy zapewne, że w kraju znanym jako bezpieczny azyl m.in. dla hitlerowskich zbrodniarzy (podobnie jak Argentyna czy Urugwaj) zemsta Rosjan lub szykany ze strony obrażonej „pasztetowej” już go nie dopadną.
A propos; gdyby wierzyć publicznym wypowiedziom wszystkowiedzących trepów z generalskimi dystynkcjami (vide: Roman Polko, Waldemar Skrzypczak i im podobni), wówczas już podczas ubiegłorocznego święta niepodległości Ukrainy przypadającego na 24 sierpnia, Zelenski powinien przyjmować defiladę zwycięstwa banderowców na Kremlu. Coś jednak nie wyszło. Może przepowiednie ww. przygłupów spełnią się już za miesiąc, w święto tegoroczne?
AGRESJA LIDLA NA GIETRZWAŁD: DLA KASY CZY ZE STRACHU?
Wsród licznej korespondencji, jaką otrzymaliśmy po publikacji „KORYTO PONAD SANKTUARIUM?” (przy okazji: dziękujemy za słowa poparcia) pragniemy zwrócić uwagę na list mieszkańca jednej z podolsztyńskich miejscowości, którego personalia zachowujemy do naszej wiadomosci. Poniżej jego pełna treść:
„Czarno widzę, po ludzku mówiąc chyba już niewiele zda się zrobić. Być może kogoś niesłusznie pomawiam, ale wygląda na to, że wielu wzięło wziątki pod stołem. a nie były to zwykłe koperty.
Na to, że ktoś zmieni zdanie i odda bakszysz nie liczę. Obecnie wielu łączy „wspólna sprawa” i nie spodziewam się aby ktoś się wyłamał. Trawestując stare polskie powiedzenie, należałoby powiedzieć, że „za pieniądze nawet ksiądz się spodli”.
Tu już chyba tylko pomoc z góry może coś zmienić”.
Absolutnie nie wykluczamy takiej wersji wydarzeń lecz uważamy za stosowne uzupełnić ją o jeszcze jeden wiarygodny motyw. Hołota dążąca do podporządkowania sobie każdego, kto może zrealizować jej cel zwykła stosować zasadę, w myśl której są dwie dźwignie pozwalające sterować ludźmi: STRACH lub PIENIĄDZE. Sęk w tym, że złoczyńcy nie bardzo lubią dzielić się pieniędzmi, zwłaszcza wówczas gdy taki sam efekt można osiągnąć z użyciem drugiej dźwigni.
Urzędnicy podejmujący decyzje korzystne dla śmieciowej inwestycji w bliskim sąsiedztwie Sanktuarium Maryjnego reprezentują wprawdzie tzw. służbę cywilną lecz jej niezależność od aktualnej władzy (w tym wypadku PiS-owskiej) jest równie iluzoryczna, jak wpływ konia na to, gdzie pociągnie furmankę. Możliwości „perswazji” w takim wypadku jest wprawdzie niewiele ale zwykle okazują się skuteczne. Wstrzymanie awansów i podwyżek, przeniesienie na gorsze stanowisko czy wreszcie zwolnienie z pracy mogą przekonać osobę najbardziej odporną na naciski. Zwłaszcza, gdy do spłacenia jest np. kredyt mieszkaniowy.
W wypadku kościelnych hierarchów lepiej – co szczególnie daje się zauważyć w ostatnich, posoborowych czasach – działa dźwignia z napisem „PIENIĄDZE”. Warto sobie przypomnieć niedawny, wyjątkowo aktywny współudział praktycznie wszystkich biskupów oraz większości proboszczów w zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu pod kryptonimem „Pandemia”. Dla przekupnych judaszy w sutannach nie było żadnym problemem zamykanie kościołów przed wiernymi, zmuszanie ich do zaszmacania twarzy oraz odmawianie udzielenia sakramentów świętych nawet umierającym. Mówi się, że PiS-owskich żydochazarów przekonanie purpuratów do tej kolaboracji kosztowało prawie miliard złotych w postaci różnego rodzaju „darowizn” na rzecz Kościoła. Bez względu na ich faktyczną wartość, jedno pozostaje pewne – wyjątkowa sprzedajność rzekomych pasterzy ludu Bożego.
Każdemu kto sądzi, iż w wypadku budowy składowiska odpadów w pobliżu miejsca objawień Matki Bożej „milcząca akceptacja” abp. Józef Górzyńskiego była spowodowana jedynie jego miłosierdziem wobec niemieckiego inwestora polecam na początek szklankę zimnej wody. Niekoniecznie z Lidla.
POLECAMY:
Destylacja tekstów hebrajskich – dlaczego wciąż obecna? (portal czuwajcie.pl)
Redagują: Henryk Jezierski & CZYTELNICY
Zdjęcia: domeny publiczne
(27.07.2023)