MAŁY (na razie!) SŁOWNIK CHAZARSKO-POLSKI
Zaczęło się od niejakiej Joanny Muchy, która w 2012 roku jako ówczesna minister sportu i turystyki zażądała, aby ją tytułować per „ministra”. Intelektualnie Mucha zdaje się niewiele odbiegać od owada o tej samej nazwie. Dała temu wymowny dowód m.in. narażając Skarb Państwa na stratę blisko 5 mln zł, jaką przyniósł koncert niejakiej „Madonny” – wyjca estradowego o ordynarnej urodzie i głosie mocno, acz mało skutecznie podrasowywanym przez specjalistów od akustyki. Dodajmy, że „Madonna” jest także zdeklarowaną wyznawczynią żydowskiej kabały, czemu daje wyraz w iście zoologicznej nienawiści do katolicyzmu, a Matki Bożej w szczególności.
Na występ ww. indywiduum „ministra” Mucha wyasygnowała blisko 6 mln zł z rezerwy celowej resortu przeznaczonej na… upowszechnianie sportu wśród dzieci i młodzieży. Strata niższa tylko o milion od ww. kwoty dowodzi, że antykatolicka i antypolska prowokacja Muchy okazała się kompletną klapą finansową, za którą jej sprawczyni powinna już dawno wylądować w kryminale.
Niestety, zamiast ponieść zasłużoną karę wylądowała w rządzie Tuska wraz z kilkunastoma innymi, sobie podobnymi feministkami. Wprawdzie Mucha jest dzisiaj tylko „wiceministrą” oświaty lecz status „ministry” pełną gębą ma aż siedem jej koleżanek, co czyni zasadnym określanie tuskowego gabinetu mianem waginetu. Polityczny awans lewackich wiedźm połączony z ich nachalnym lansowaniem przez media głównego ścieku sprawił, że w lawinowym tempie rośnie liczba pojęć języka polskiego przekształcanych na jakieś narzecze talmudyczne rodem ze stepów kresowych czosnkiem rozszumionych.
Czujemy się zatem w obowiązku zainicjować pracę nad słownikiem chazarsko-polskim pozwalającym nadążać za powstającą nowomową. Liczymy także na pomoc w tym dziele ze strony rodaków, którym jeszcze zależy na utrzymaniu mowy ojczystej i demaskowaniu wszelkich ekskrementów, które ją paskudzą. W naszym słowniku nie zamierzamy poprzestać tylko na wskazywaniu kretyńsko brzmiących, pseudo-żeńskich form pojęć tradycyjnie stosowanych ale zwrócimy także uwagę na zmianę znaczeniową wielu dotychczasowych określeń, takich choćby jak „inwestor”, które obecnie oznacza również… spekulanta giełdowego.
Niech żydochazarska dzicz wie, że Polacy nie gęsi i swój język ciągle mają.
ANTROPOLOŻKA
Antropolog płci niemęskiej, seksistowsko przypisywanej tylko feministkom, co stanowi oczywiste nadużycie wobec np. pederastów uległych (zwanych ciotami) oraz innych sodomitów spod znaku LGBTQ+. Warto podkreślić, że chazarska dzicz konsekwentnie stosuje tę praktykę niemal we wszystkich przypadkach tworzenia „żeńskich” form dla dotychczasowych pojęć.
ANTYSEMITYZM
Najgroźniejsza broń żydochazarskiej dziczy, która w swojej bezczelności antysemitami określa nawet osoby delikatnie sprzeciwiające się mordowaniu Palestyńczyków, w absolutnej większości rdzennych Semitów. Realizowane metodycznie przez izraelskie bestie masowe ludobójstwo cywilów, w tym kobiet oraz dzieci w Gazie to przykład wprawdzie aktualny i wystarczająco wstrząsający lecz daleki do wypełnienia listy zbrodni popełnianych przez żydochazarów, przedstawianych dla niepoznaki jako hitlerowscy „naziści” czy leninowsko-stalinowscy „komuniści”. Przykre, iż w dziele tropienia ”antysemitów” żydochazarską dzicz wspierają polskojęzyczni zdrajcy zwani przez samych zainteresowanych szabes-gojami, czyli „pożytecznym bydłem służącym żydowskiej sprawie”.
GEJ
Jedna z największych fałszywek w żydochazarskim narzeczu. Formalnie słowo „gej” pochodzi od angielskiego „gay”, które pierwotnie było stosowane jako przymiotnik w znaczeniu „beztroski, szczęśliwy, wesoły, skłonny do żartów, barwny, kolorowy”. Po raz pierwszy słowa „gay”w odniesieniu do osób homoseksualnych użyto w latach dwudziestych XX wieku, jednak dopiero czterdzieści lat później tzw. społeczność LGBT zaczęła stosować słowo „”gay” w odniesieniu do samej siebie, oczywiście wyłącznie w pozytywnym kontekście. Tymczasem „gej” to po prostu homoseksualista, sodomita i dewiant seksualny z pociągiem do osób tej samej płci, w tym wypadku mężczyzn.
W Polsce najbardziej popularnym, a zarazem semantycznie trafnym określeniem sodomity jest słowo pedał, a jego wytykana pejoratywność ma pełne uzasadnienie w zachowaniu przedstawicieli tej dewiacji – od licznych zdrad, porzuceń i okradania po morderstwa i pedofilię („Dzisiaj pedał, jutro pedofil”). Jeszcze kilkanaście lat temu w serwisie prasowym Policji rojno było od informacji o przestępstwach dokonywanych w środowiskach sodomistycznych. Do dzisiaj pamiętam wzmiankę o 53-letnim homoseksualiście, który zarąbał siekierą swojego dotychczasowego, 52-letniego partnera na oczach dwóch nowych „wybranków” – 15- oraz 16-letniego. Dzisiaj takich wzmianek nie uświadczysz, a za czasów „konserwatywnego” PiS (dokładnie w 2021 roku) ukazał się m.in. film pt. „Hiacynt” w którym stróż prawa tropiący seryjnego mordercę w środowisku sodomitów, zakochuje się w jednym z nich, porzuca swoją dziewczynę i w końcowych scenach filmu konsumuje swój nowy związek spółkując z pedałem wcześniej przesłuchiwanym… Wtajemniczeni mówią, że ten film to ukłon w stronę naczelnika IV RP Jarosława Kaczyńskiego, który jakoś mało skutecznie ściga dziennikarzy przypisujących mu homoseksualne preferencje. Może dlatego, że wszystkich akt bezpieki, zwłaszcza tych po Wojskowych Służbach Informacyjnych, nie udało się zniszczyć.
Gwoli ścisłości, za aktualnie rządzącego Donalda Tuska i jego „waginetu” wcale nie jest lepiej. Wprost przeciwnie. Warto zwrócić uwagę na zawrotną karierę polityczną i medialną niejakiego Roberta Biedronia i jego partnera, niejakiego Krzysztofa Śmiszka. Ten drugi pełni funkcję wiceministra sprawiedliwości i już zapowiada potrzebę wprowadzenia przepisów surowo karzących „za mowę nienawiści”, oczywiście z poczesnym miejscem dla „nienawiści” wobec środowisk LGBTQ+.
Wprawdzie Śmiszek w duecie z Biedroniem pełni ponoć funkcję ”męską” lecz nie lekceważyłbym pozycji tego drugiego, mimo że pedalskie „żony” określane są niezbyt pozytywnie jako cioty lub – to zapożyczenie z gwary więziennej – cwele. Przez wiele lat Biedroń uchodził, a może nawet uchodzi także teraz za „naczelnego pedała Rzeczypospolitej Polskiej”. Ten tytuł przysługiwał mu m.in. z racji pełnienia funkcji szefa tzw. Kampanii Przeciwko Homofobii, hojnie finansowanej przez niemiecką agenturę.
Mówiąc krótko – wyjątkowo plugawe indywiduum. Typowy polityczny pasożyt bez społecznie użytecznego wykształcenia (magister politologii po jakimś wojewódzkim uniwersytecie marksizmu-leninizmu), goszczony na salonach unijnego kołchozu, jako poseł do Europarlamentu znany z głosowań na „tak” w kwestiach szkodzących Polsce. A ponadto – co jest przerażające – matkobijca, włącznie z uszkodzeniem ciała swojej rodzicielki, która w imieniu swoim oraz młodszego syna (też bitego przez „wesołego” Robercika) złożyła doniesienie do prokuratury. Ta uznała je za w pełni zasadne i podjęła dalsze czynności. Oczywiście, faworyt obcej agentury wytypowany do pedalskiej ekspansji na katolicką Polskę nie mógł zostać obciążony takim przestępstwem. Na życzenie – przyjmijmy, ze dobrowolne – matki sprawę umorzono, a akta gdzieś zginęły. Ot, taki żydochazarski standard…
Biedroń mógł robić karierę nadal. Ba, został nawet prezydentem Słupska choć nigdy nie miał nic wspólnego z tym miastem. Zadecydowała zmasowana promocja oraz fakt, że to miasto po wojnie zostało zasiedlone wielu banderowcami z „Akcji Wisła”, pochodzącymi akurat z południowo-wschodniej Polski, tej samej gdzie znajduje się Rymanów – rodzinna miejscowość Biedronia. W czasie samorządowej prezydentury Biedronia na Kaszubach, gdzie bywałem i bywam nadal krążyła taka oto zagadka: „Pytanie: Jaka jest najkrótsza droga do Słupska? Odpowiedź: odBytowa”. Dla mniej zorientowanych: Bytów to miasto oddalone od Słupska o ledwie 50 km.
Nie mogę przy tej okazji wspomnieć o moim, średnio przyjemnym, kontakcie z rymanowskim sodomitą. Kilkanaście lat temu na łamach Magazynu „MOTO” w wersji drukowanej zamieściłem felieton pt. „Samochody na pedały” w którym obśmiałem homofilską (od słowa: homofilia) inicjatywę Francuzów, którzy zorganizowali specjalny Salon Samochodowy w Paryżu dedykowany sodomitom. Wśród wystawców znalazła się m.in. firma Volvo. Od wielu lat byłem użytkownikiem samochodu tej marki (konkretnie Volvo 240 GL) toteż w felietonie podkreśliłem, iż po ww. salonie będę wychodził z tego samochodu tyłem do nadwozia, aby nie narazić się na niespodziewany, odbytowy atak ze strony jakiegoś pedała.
Niestety, sodomici nie lubią naigrywania się z ich dewiacji, a „MOTO” kolportowane było w nakładzie od 10 do 14 tys. egzemplarzy, co oznaczało docieranie do około 30-40 tys. czytelników. Nic dziwnego, że ten strzał okazał się dla nich wyjątkowo bolesny. Odreagowali z wyjątkową wściekłością – od zastraszania właścicieli stacji paliw i firm motoryzacyjnych jeśli będą nadal udostępniali „MOTO” swoim klientom, poprzez całodobowe nękanie mojej żony plugawymi telefonami (znajomość jej numeru telefonu to oczywisty dowód na związki pedalsko-bezpieczniackie) aż po tzw. hejt na pedalskich stronach internetowych (obecny zresztą do dzisiaj, co poczytuję sobie za szczególne wyróżnienie). Ba, sam naczelny pedał RP w jednym z e-maili apelował do swoich pobratymców w dewiacji o skuteczne wyciszenie Jezierskiego. Aż strach pomyśleć, co mnie czeka teraz, gdy wiceministrem od sprawiedliwości jest Śmiszek – bezgranicznie (vide: plotkarskie blogi internetowe) zadurzony w Biedroniu.
I jeszcze jedno, istotne podkreślenie. W naszym słowniku nie sposób przeoczyć wątek chazarski. Otóż Chazarowie, zanim przyjęli judaizm talmudyczny jako swoją religię byli zdeklarowanymi wyznawcami fallusa – traktowanego jako bożek i używanego głównie do relacji homoseksualnych, choć bez rezygnowania z innych, np. pedofilskich i zoofilskich. Konwersja na talmudyzm kosztowała ich wprawdzie cierpienie z powodu obowiązkowego obrzezania lecz sentyment do niegdysiejszych praktyk pozostał, a nawet – dzięki szatańskim interpretacjom uczonych rabinów w Talmudzie (vide: prawo do gwałcenia dziewczynek już od trzeciego roku życia) – uległ wzmocnieniu.
Homoseksualne dewiacje nie były również obce dziczy kozackiej, czyli protoplastom dzisiejszych banderowców. Rezunów, którzy odważyli się na obcowanie płciowe z kobietami karano natychmiastową śmiercią. To w pewnym sensie tłumaczy szczególne okrucieństwo banderowców wobec kobiet, potwierdzone zarówno w Rzezi Wołyńskiej sprzed 80 lat, jak i niedawnej – z maja 2014 roku – masakrze Rosjan w odeskim Domu Związków Zawodowych. Po szczegóły odsyłam do naszej publikacji pt. „MĘCZYĆ TRZEBA, CZYLI TORTURY NA KAŻDY DZIEŃ ROKU”.
GOŚCINI
Gość płci niemęskiej, seksistowsko przypisywanej tylko feministkom, patrz hasło „Antropolożka”.
DRAMATURŻKA
Dramaturg płci niemęskiej, seksistowsko przypisywanej tylko feministkom, patrz hasło „Antropolożka”.
EUROPA
Według żydochazarów ten kontynent tworzą wyłącznie państwa należące do eurokołchozu zwanego Unią Europejską. I cóż z tego, że Polska od ponad tysiąca lat jest krajem na wskroś europejskim zarówno w sensie geograficznym, jak i cywilizacyjnym, integralnie związanym z cywilizacją łacińską opartą na trzech fundamentach; rzymskim prawie, greckiej filozofii i chrześcijańskiej moralności? Dla talmudycznych mongołów potwierdzenie europejskości stanowi jedynie akceptacja oraz realizacja wytycznych płynących z Berlina, „proroczo” wyrażonych przez samego Adolfa Hitlera, który chciał zjednoczyć Stary Kontynent pod „socjalistycznym przywództwem narodu niemieckiego”. Można powiedzieć – słowo stało się ciałem.
Przy okazji – w języku rosyjskim Europa to Jewropa, UE do Jewrosojuz, a żyd to jewrej…
EUROPEJCZYK
Zdeklarowany orędownik unijnego eurokołchozu. Charakterystyczne, że do tego miana pretendują najczęściej osobniki i osobniczki o specyficznie mongoidalnych cechach zewnętrznych, na który składają się m.in. niski wzrost oraz tzw. księżycowa maska (okrągła i płaska). Ten opis pozostaje w pełnej zgodzie z relacjami Słowian uczestniczących w wyprawach na „Wielkiego Żydowina”, którym w drugiej połowie X wieku skutecznie przewodził książe Rusi Kijowskiej Światosław I. Charakteryzowali oni żydochazarów jako wojowników nikczemnego wzrostu, o licach na podobieństwo tarczy obciągniętej ludzką skórą. Zainteresowanych szczegółami odsyłamy do tekstu „METRYKA KOCZOWNIKA”.
MINISTRA
Minister płci niemęskiej, seksistowsko przypisywanej tylko feministkom, patrz hasło „Antropolożka”.
NAUKOWCZYNI
Naukowiec płci niemęskiej, seksistowsko przypisywanej tylko feministkom, patrz hasło „Antropolożka”.
OPOZYCJA DEMOKRATYCZNA
To pojęcie zarezerwowane jest wyłącznie dla przedstawicieli żydokomuny, w dodatku – ze szczególnym naciskiem na żydochazarską dzicz kresową. Nieliczne wyjątki wśród szabes-gojów, czyli „użytecznego bydła służącego żydowskiej sprawie” (definicja według Talmudu) mogą liczyć wprawdzie na status członka opozycji demokratycznej ale z istotnymi ograniczeniami, a nawet bezceremonialnym wykluczeniem z tego grona, gdy podpadną jego kahałowi.
Wymowny przykład stanowi tutaj Lech Wałęsa, który dla naczelnego organu żydokomuny czyli „Gazety Wyborczej” i jej medialnych popłuczyn przez wiele lat był mocnym punktem opozycji demokratycznej, po czym stał się jej głównym wrogiem. I nie teczka tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Bolek” była tu przyczyną lecz jego rywalizacja o fotel prezydenta RP w 1990 roku z Tadeuszem Mazowieckim, który jako żydochazar był opozycjonistą demokratycznym lepszym, gdyż koszernym.
Dla niżej podpisanego nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że główną ikoną opozycji demokratycznej, a nawet jej cadykiem był i pozostaje nadal niejaki Bronisław Geremek vel Lewertow. Złożyło się na to wiele przyczyn.
Po pierwsze – „drogi Bronisław” ma bardzo dobre, bo genetyczne papiery na opozycjonistę demokratycznego. Urodził się jako Benjamin Lewertow w żydowskiej rodzinie Borucha i Szarcy Lewertowów. Jego ojciec prowadził wytwórnię futer w Warszawie.
Po drugie – w przeciwieństwie do np. Adama Michnika czy Jacka Kuronia był lepiej wykształcony, a ściślej – wytresowany dla służby żydokomunie. W okresie głębokiego stalinizmu nie tylko ukończył studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, ale także w tym samym, 1955 roku wyjechał do – uwaga! – USA. Jakby tego było mało w następnych dwóch latach odbył studia podyplomowe w stolicy Francji. Ten kraj upodobał sobie do pracy naukowej szczególnie. Być może ze względu na osobiste zainteresowania i obawę, że w realiach polskich jego „dzieła” byłyby łatwiejsze do weryfikacji pod kątem ich wartości intelektualnej. Geremek postawił głównie na badania nad grupami społecznymi średniowiecznego Paryża z naciskiem na prostytutki.
Po trzecie – w rozmowie z Hanną Kral (też żydochazarką), robiącą za dziennikarkę tygodnika „Polityka” wygłosił jednoznaczny, a przy tym iście proroczy cel opozycji demokratycznej: „Solidarność powstała po to, aby Żydom w Polsce żyło się lepiej niż Polakom”. Sprawdziło się bardziej niż w 100 procentach.
Przy okazji – mam swój skromny udział w zdemaskowaniu plugawych preferencji profesora kurwologii francuskiej tuż przed jego tragiczną śmiercią. „Ostatnia >laska< Geremka” to główny felieton w książce o tym samym tytule, patrz OSTATNIA „LASKA” GEREMKA, pokazujący w jaki sposób „drogi Bronisław” pożegnał się z tym światem i zstąpił do piekieł. Co ciekawe, ta książka zyskała najniższą z możliwych ocen (0 punktów na 10 możliwych) jeszcze… przed sprzedażą pierwszego egzemplarza. Wystarczyła sama jej zapowiedź na portalach księgarskich. Do dzisiaj pamiętam „wzruszającą” rozmowę telefoniczną z wielbicielką lidera opozycji demokratycznej, która nie mogła darować mi ataku na jej idola i wyraziła żal, że z uwagi na nawał pracy w jakiejś korporacji nie może wezwać mnie przed oblicze sądu. Tym sposobem okazałem się niespodziewanym beneficjentem czasochłonnego eksploatowania „korpoludków”.
RZECZPOSPOLITA
Nagminnie, niemal obligatoryjnie stosowane przez żydochazarów nazwy naszego państwa, które oficjalnie przedstawiane jest – także na setkach milionów monet i banknotów – jako Rzeczpospolita Polska. Ktoś powie: to naturalna konsekwencja skracania zbyt długich określeń. Gdybyśmy przyjęli taki argument, wówczas oczywistym słowem byłoby tylko dwusylabowe „Polska„, zdecydowanie krótsze od pięciosylabowej, spolszczonej nazwy „Republiki„. Żydochazaria i jej naśladowcy, na czele z aktualnym prezydentem oraz wodzem tzw. Prawa i Sprawiedliwości wybiera jednak wariant znacznie dłuższy, artykułując go fonetycznie często jako „Rzydpospolita„. To tylko jeden lecz jakże wymowny przykład iście zoologicznej – choć być może podświadomej – nienawiści do Polaków i polskości. Wszak pod pojęciem „Rzeczpospolitej” daje się rozumieć nie także lecz przede wszystkim państwo kontrolowane przez przybłędów na czele z żydochazarami oraz pomiotami po banderowcach, hitlerowcach itp. dziczy.
WOJNA CAŁOSKALOWA
Pojęcie nagminnie stosowane przez banderowską i żydochazarską dzicz do określania działań wojennych Rosji przeciwko Ukrainie, które ta pierwsza nazywa operacją specjalną mającą na celu obronę ludności rosyjskiej przed banderowskim ludobójstwem. Jego apogeum nastąpiło w 2014 roku podczas zmasowanych ataków artyleryjskich na miasta i wsie obwodów donieckiego oraz ługańskiego, gdy ich mieszkańcy drogą referendalną zdecydowali o stworzeniu suwerennych republik.
Myślący i znający historię Polacy nie mają żadnych problemów z przypisaniem pojęciu „wojna całoskalowa” adekwatnych cech. Wystarczą nasze traumatyczne doświadczenia z niemiecką agresją w 1939 roku. Dywanowe naloty lotnictwa na polskie miasta, łapanki i rozstrzeliwanie ludności cywilnej na ulicach tychże, bezwzględna godzina policyjna i jednoznacznym wyrokiem śmierci za jej złamanie, eksterminacja mieszkańców wsi włącznie z kobietami i dziećmi, obozy koncentracyjne, metodyczne okradanie i niszczenie naszych zabytków oraz dóbr kulturalnych, ze szczególnym wskazaniem kościołów… Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, a ich tragiczny plon to 6 mln zamordowanych obywateli Rzeczpospolitej Polskiej, w tym ponad 3 mln rdzennych Polaków.
A jak „wojna całoskalowa” wygląda na Ukrainie? W mediach głównego ścieku widzimy tylko oficjalne i mniej oficjalne lecz zawsze bezpieczne eskapady (głównie do stołecznego Kijowa) prominentnych przedstawicieli eurokołchozu, USrAela oraz Wielkiej Brytanii na spotkania z żydochazarskim pajacem W. Żeleńskim, który – mimo wszystko – przezornie ulokował swoich rodziców w Izraelu, a żonę i dzieci w Anglii. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Kijów, Odessa, Lwów i inne metropolie Banderlandu zapraszają do siebie także szeregowych gości. Wszystko działa tu bowiem równie intensywnie jak przed „wojną całoskalową”, począwszy od dyskotek po burdele. Na kontrolowanych całkowicie przez banderowców (z cichym przyzwoleniem „naszej” Policji) polsko-ukraińskich przejściach granicznych odbywa się bez jakichkolwiek przeszkód zarówno ruch ukraińskich TIR-ów, jak i autobusów dowożących do Polski „turystów”, także z miast ponoć nieustannie bombardowanych przez Rosjan.
Jeszcze intensywniej funkcjonują inne branże na UPAdlinie. Tutejsi oligarchowie w niespotykanej dotychczas skali sprowadzają nie tylko luksusowe samochody ale także najnowocześniejszy sprzęt rolniczy operujący m.in. na ziemiach, które kryją szczątki czekających na ekshumacje i godny pochówek polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa. Dzielne Ukrainki płodzą seryjnie dzieci sprzedawane następnie parom – w tym homoseksualnym – z krajów zachodnioeuropejskich. Dynamicznie rozwija się rynek organów do przeszczepów, pobieranych nie tylko od rannych żołnierzy rosyjskich ale także od tubylczego mięsa armatniego. O masowej produkcji substancji psychotropowych, w tym narkotyków, dowiemy się zapewne, gdy na Ukrainę wkroczą niezależne komisje międzynarodowe, Podobnie zresztą jak o laboratoriach przygotowujących jeszcze skuteczniejszą, czytaj – skuteczniej zabijającą, broń biologiczną.
Opracowanie
Henryk Jezierski
(Aktualizacja: 12.09.2024)
Zdjęcia:
Henryk Jezierski & domeny publiczne
P. S.
Naczelnym kahałom mediów talmudycznych, zwłaszcza „Gazety Wyborczej”, TVN i TOK FM, polecamy do rozważenia upowszechnienie kolejnych pojęć chazarskiej nowomowy:
POŚLICA – poseł płci niemęskiej. Uzasadnienie: stosowana aktualnie „posłanka” może sugerować gotowość robienia za posłanie dla egoistycznych samców, co jest nie do pogodzenia z dumą feministek.
SEKRETARZA – sekretarz płci niemęskiej. Uzasadnienie: konieczność odróżnienia od sekretarek, które są wprawdzie pożyteczne i często mądrzejsze od swoich szefów lecz nie mogą równać się z feministkami pełniącymi funkcje sekretarzy. Konkretny przykład to wspomniana na wstępie słownika wiceministra J. Mucha z przypisanym statusem sekretarza stanu, co trąci frazeologiczną niekonsekwencją. Określenie „wiceministra i sekretarza stanu J. Mucha” brzmi nie tylko poprawniej pod względem feministycznym ale także bardziej prestiżowo.