„Czuwajmy i módlmy się, abyśmy nie ulegli pokusie kompromisu z wrogami Chrystusa”
Z Jego Ekscelencją Księdzem Biskupem Michałem Stobnickim rozmawia Krzysztof Zagozda
Krzysztof Zagozda: Ekscelencjo, w ostatni dzień maja tego roku oczy wielu nie tylko polskich katolików zwrócone były na Tarnów, który – m.in. za sprawą obecności JE Księdza Biskupa Ryszarda Williamsona – na chwilę stał się niepisaną światową stolicą katolickiej Tradycji. Jak Ekscelencja ocenia zorganizowaną tam Konferencję?
Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Michał Stobnicki: Myślę, że zarówno fakt, iż tak wielu polskich katolików było zainteresowanych wzięciem udziału w tej konferencji, jak i gorące dyskusje z nią związane, jednoznacznie potwierdzają, iż była to inicjatywa niezwykle potrzebna. Kiedy w marcu nasz dzielny ksiądz Włodzimierz przedstawił idee zorganizowania konferencji, natychmiast wyciągnąłem kalendarz i zaczęliśmy szukać terminu. Dla nas obu było jasne, że to Boża inicjatywa. I z Bożą pomocą udało się wszystko w ciągu kilku tygodni zorganizować, choć diabeł do ostatniej chwili machał kopytami. Było to jednak dla wszystkich organizatorów potwierdzenie, że tworzą dobre dzieło.
Na Pierwszej Wiosennej Konferencji Katolickiej poruszone zostały tematy bardzo ważne, ale niewygodne. To też jest z pewnością przyczyną, dla których różnego rodzaju media czy też „aktywiści” określający się mianem tradycjonalistycznych zdecydowali się to wydarzenie ignorować, bądź też bez ładu i składu atakować. Nie sposób nie zauważyć, że po 31 maja bardzo widoczny i aktywny stał się jakiś dziwaczy sojusz różnych, na co dzień pałających do siebie nienawiścią tradycjonalistycznych frakcji. Wszyscy przeciwko jednemu. Egzotyczny sojusz podobny do tego opisanego w Ewangelii Łukaszowej w rozdziale 23. Herod i Piłat, a do tego żydowscy faryzeusze i jerozolimska gawiedź. Rozpoczęły się igrzyska plucia na tych, którzy im nic złego nie zrobili, a który ich po prostu drażnią już samym swym istnieniem. I z całą pewnością będą drażnić dalej, bo żyjemy w czasie, przed którym ostrzega święty Paweł Apostoł w liście do Tymoteusza, kiedy to wyznawcy Chrystusa nie będą znosili prawdziwej nauki, ale według własnych pożądań nagromadzą sobie nauczycieli, kiedy odwrócą słuch od prawdy, a obrócą się ku baśniom (porównaj Drugi List Pawła do Tymoteusza 4, 3).
My, polscy katolicy, nie możemy dłużej łudzić się, co do rzeczywistego stanu wiary i społeczeństwa w naszej Ojczyźnie. Być może w Tarnowie zadzwonił 31 maja ostatni dzwonek, by obudzić nas ze snu, by porwać nas do duchowej walki w obronie Wiary. Tej walki, którą po Soborze Watykańskim II rozpoczął Arcybiskup Marcel Lefebvre, a którą już od kilkudziesięciu lat kontynuuje na całym świecie Biskup Ryszard Williamson. Osobiste spotkanie z nim – co mogłem zaobserwować – było poruszającym momentem dla wielu uczestników konferencji. Nie często mamy możliwość zobaczyć na własne oczy uczestnika tak wielkich wydarzeń w historii Kościoła.
Przemawiając do uczestników Konferencji Jego Ekscelencja Ksiądz Arcybiskup Carlo Maria Viganò wezwał wiernych do wytrwania. Wybrzmiałe w Tarnowie hasło „resistite fortes in fide” śmiało można by zapisać na sztandarach katolickiej Tradycji. Jak należy tę wierność rozumieć? W jaki sposób powinna być ona realizowana na co dzień?
Arcybiskup Vigano, posługując się słowami z 1 Listu świętego Piotra Apostoła, wezwał nas, nie tylko wiernych związanych z Katolickim Ruchem Oporu, ale wszystkich polskich katolików, do duchowej walki, do której sam – rezygnując z wygodnej rzymskiej emerytury – stosunkowo niedawno się przyłączył. Niektórzy internetowi aktywiści zarzucają mu, że dopiero u kresu swojego ziemskiego życia stanął pod sztandarem katolickiej Tradycji. Czy jednak nie powinniśmy być raczej pod wrażeniem jego gorliwości w służbie Chrystusowi? Czy nie powinniśmy naśladować jego pokory, gotowości do uderzenia się w piersi i szczerego wyznania: „Tak, jak z uczciwością i z pogodą ducha sześćdziesiąt lat temu wykonywałem wątpliwe polecenia, ufając, że reprezentują one kochający głos Kościoła, tak dzisiaj z równą pogodą i uczciwością uznaję, że zostałem oszukany. Bycie dzisiaj spójnym poprzez trwanie w błędzie byłoby wyborem nędznym i sprawiłoby, że stałbym się wspólnikiem w oszustwie.”
Niestety jest wśród katolików dużo – zdecydowanie za dużo – zwykłych pyszałków, faryzeuszów, którzy żyją w swoim świecie różnych tez teologicznych, przywiązanych bardziej do tego czy innego bractwa lub instytutu, tego czy innego kapłana lub wizjonera/ki, tych czy innych kościelnych lub kaplicznych murów, niż do Naszego Pana Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła. Najwyższa pora, by polscy katolicy przestali myśleć po ludzku, a zaczęli po Bożemu. Czy to nam się podoba, czy nie, wszyscy jesteśmy uczestnikami duchowej wojny, której stawką jest nasze życie wieczne. By je zdobyć, musimy zachować aż do ostatniego tchnienia katolicką Wiarę, bez której – o czym przypomina święty Paweł Apostoł – nie można podobać się Bogu.
Dziś, by zachować katolicką Wiarę – czy to nam się podoba, czy nie – musimy stawiać opór Nowemu Światowemu Porządkowi. Jego zaś częścią jest będąca owocem Soboru Watykańskiego II nowa religia człowieka, która występuje, dokładnie jak u anglikanów, w dwóch wersjach: bardziej liberalnej oraz bardziej konserwatywnej. Obie są jednak tak samo trujące, a każdy rozsądny człowiek trzyma się z daleka od trucizny. Tymczasem z przerażeniem obserwuję, jak od lat kapłani i wierni związani ze środowiskami tzw. indultowymi potrafią bez zmrużenia oka dostosowywać się do kolejnych szaleństw hierarchów Neo-Kościoła, przesuwają co raz dalej granicę swojej obojętności na zło. Każdy myślący katolik rozumie, że to jest właśnie ta chwila, kiedy musimy tworzyć katakumby, w których zachowana zostanie dla przyszłych pokoleń katolicka Wiara, ważnie oraz godnie sprawowana katolicka Msza Święta oraz katolickie sakramenty, w których znajdą dach nad głową kapłani, którzy pozostaną wierni Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi i Jego Kościołowi. To jest nasze wielkie zadanie, z którego zostaniemy rozliczeni przez Boskiego Sędziego.
Nie możemy przy tym nigdy zapominać, że nasza walka może nas zmęczyć. W czasie tej walki przychodzą momenty trudne, chwile zwątpienia, może nawet duchowej rozpaczy. Dlatego tak ważne jest, by ufać Panu Bogu, by Jemu oddać wszystko. Bez tego nie dochowamy wierności walce o Wiarę, ale staniemy się dezerterami, którzy oczywiście stworzą całą listę pięknie brzmiących powodów, które mają uzasadnić zdradę. Jeden i drugi redaktor ogłosi na YouTube, że trzeba być posłusznym bergogliańskiej hierarchii, będzie mamił dusze wizją „lepszego jutra”, wezwie do utrzymywania „pełnej jedności” z Argentyńskim Jezuitą, który jest nikim innym, jak likwidatorem Kościoła Chrystusowego i niszczycielem jedności katolickiej, której fundamentem jest katolicka Wiara.
Dlatego czuwajmy i módlmy się, abyśmy nie ulegli pokusie kompromisu z wrogami Chrystusa. Musimy dziś podwoić naszą gorliwość w służbie Panu Bogu. Kapłani niech odprawiają każdą Mszę Świętą, a wierni niechaj jej słuchają tak, jakby była ona ich pierwszą, jedyną i ostatnią. Odmawiajmy w rodzinach Różaniec Święty i błagajmy o ratunek Najświętszą Maryję Pannę, Królową Polski. Czytajmy katechizm i katolickie książki, bo jeżeli będziemy wiedzieć w co wierzymy, to nie damy się zwieść fałszywym prorokom, choćby poprzebierali się w ornaty i mitry, którzy pod sztandarem posłuszeństwa prowadzą dusze w ramiona diabła.
Za dzisiejszy katastrofalny stan Kościoła i wszechobecne w nim duchowe kalectwo odpowiedzialny jest – jak to określił Jego Eminencja Ksiądz Arcybiskup Carlo Maria Viganò – spisek globalistycznego Sanhedrynu. Trzeba zdawać sobie sprawę, że nie istnieje recepta, która umożliwiałaby prostym ludzkim wysiłkiem, tak z dnia na dzień, zmienić ten bolesny stan rzeczy. W tym kontekście ożywioną dyskusję w środowiskach Tradycji wzbudził fragment kazania Waszej Ekscelencji wygłoszonego podczas uroczystości Wielkiego Piątku, a czerpiący z zawezwania liturgii „Gorzkich żali”: „Na widok tej pustki, która jest także i w nas, trzeba nam dzisiaj wołać: »Uderz nas Jezu bez odwłoki w twarde serc naszych opoki«. Trzeba nam wołać »Uderz Jezu«, bo tyle w nas obojętności, kiedy Twoja nauka jest fałszowana, aby przypodobać się duchowi tego świata (…). Uderz Jezu, nim będzie dla nas za późno. Czy powinniśmy modlić się o Bożą karę dla ludzkości? To jest właściwa interpretacja słów Księdza Biskupa?
Wielka hiszpańska królowa Izabela Katolicka zleciła niegdyś namalowanie obrazu, który ukazywałby kapłana odprawiającego przy ołtarzu Mszę Świętą, rodzącą kobietę i wieszanego kryminalistę. Innymi słowy, niech każdy będzie na swoim miejscu. Źródłem problemów współczesnego świata jest to, że nie chce on dostrzec swojej zależności od Chrystusowego Krzyża, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (porównaj Pierwszy List Pawła do Koryntian 1, 23). Współczesny świat kontrolowany przez globalistyczny Sanhedryn jest całkowitym zaprzeczeniem, odwrotnością Bożego porządku. I to jest coś, o czym obowiązek mają mówić katoliccy duchowni. Oderwanie człowieka od Stwórcy i prawa moralnego prowadzić musi do degeneracji ludzi. Im ona większa, tym większy wzbudza zachwyt świata, który jednocześnie w imię fałszywej, postawionej na głowie miłości bliźniego usiłuje uczynić z katolików nieme barany, które mają milczeć i tańczyć tak, jak zagra im ekumeniczna orkiestra opętanych przez modernizm wilków przebranych w purpury i mitry. Dlatego widzimy wokół nas każdego dnia przerażającą patologię: kapłanów zdrajców, którzy porzucili Boże ołtarze na rzecz protestanckich stolików, kobiety nienawidzące macierzyństwa czy też bezkarnych przestępców, którzy śmieją się w twarz swym ofiarom, zamiast wisieć na szubienicy. Widzimy rodziców, którzy nie wychowują dzieci, ale je hodują niczym zwierzęta; lekarzy, którzy nie leczą, ale szkodzą i zabijają; nauczycieli, którzy nie uczą, ale deprawują; polityków, którzy nie troszczą się o dobro wspólne, ale niszczą społeczeństwa, którzy chcą zmusić wszystkich do zaakceptowania zabijania nienarodzonych dzieci i chorych, okaleczania pod szyldem tzw. zmiany płci, pozbawiania prawa własności w imię sztucznie wywoływanych kryzysów i wojen, zamiany w niewolników poprzez wprowadzenie całkowitej kontroli wszystkich i wszystkiego.
Mawiamy czasem, iż jak trwoga, to do Boga. Innymi słowy człowiek potrzebuje często wydarzenia, które nim wstrząśnie, aby oderwał się od tego, co doczesne i wzniósł swoje myśli ku Bogu. Im bardziej człowiek pogrążony jest w bezbożności i szatańskiej ciemności, tym większego wstrząsu potrzebuje, by się obudzić. Wojna jest czymś po ludzku strasznym i okrutnym. Ale ile dusz uratowało się przed wiecznym potępieniem na widok spadających bomb, ile dusz na myśl o nadchodzącym niebezpieczeństwie biło się w piersi, biegło do spowiedzi czy też w braku kapłana wzbudziło żal doskonały? Ileż dusz trafiłoby w ogień piekielny, gdyby nie zbawienna trwoga, która doprowadziła je do Boga choćby w ostatnich minutach doczesnego życia?
W kronice klasztoru Sióstr Benedyktynek Sakramentek z warszawskiego Nowego Miasta w czasie tzw. powstania warszawskiego pod datą 26 sierpnia 1944 roku zanotowano następujące słowa: „Święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Odprawiałyśmy gorliwą nowennę do Królowej Polski o ratunek dla naszej biednej stolicy. Tymczasem nie ma odpowiedzi z nieba. Najświętsza Matka patrzy w oczy Boże i widocznie widzi, że trzeba, aby Warszawa tak strasznie cierpiała! Fiat voluntas Dei! Niech nam uprosi tylko siły do wytrzymania tego wszystkiego, bo u wielu wiara już się załamuje”.
Czy nie powinniśmy powtórzyć dziś za dzielnymi sakramentkami: trzeba, aby Warszawa, aby Polska cierpiały? Jeżeli wówczas Warszawa zasłużyła sobie na zrównanie z ziemią, to co dziś powinno spotkać miasto, w którym tyle bluźnierstw, świętokradztw i grzechu? Kara Boża jest już nieunikniona. Ale nie spodziewajmy się teraz nadejścia Antychrysta, nie posługujmy się wymówką „końca świata”, by usprawiedliwić naszą bierność. Do nadejścia Antychrysta jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie. Dziś mamy podwoić starania o zachowanie katolickiej Wiary i katolickiej Mszy Świętej. Róbmy to wszystko, co jeszcze jest możliwe w zakresie naszych skromnych ludzkich możliwości, ograniczanych coraz bardziej przez zbrodniczą globalistyczną agendę. Nie bójmy się, bo Pan Bóg ześle na nas karę, która oczyści Kościół i świat. Wszyscy potrzebujemy tego wstrząsu, bo po ludzku już nie ma ratunku. Pismo Święte przypomina nam, że Pan Bóg karze tego, kogo miłuje, zaś chłoszcze każdego, kogo za syna przyjmuje. Gdy w życiu czujemy na plecach Bożą chłostę, gdy doświadczamy trudów i cierpień, nie wątpmy, że służy to naszemu oczyszczaniu, a więc przygotowaniu na spotkanie ze Zbawicielem.
O Katolickim Ruchu Oporu, którego Ksiądz Biskup jest duszpasterzem, mówi się potocznie jako o organizacji bez organizacji, czyli zupełnym novum wśród katolickich asocjacji, które zawsze zbudowane były na strukturze hierarchicznej. Czy Ekscelencja zgodzi się z takim określeniem KRO? A jeśli tak, to co zadecydowało o wyborze takiej formuły?
Katolicki Ruch Oporu nie tworzy scentralizowanej struktury, ale jest raczej ruchem, do którego przyłączają się ci wszyscy, którzy pragną prowadzić walkę o Wiarę. W ramach KRO znajdzie się miejsce dla różnych kapłanów, zarówno związanych w przeszłości z Neo-Bractwem Kapłańskim świętego Piusa X, jak i innymi tradycjonalistycznymi zgromadzeniami (np. Ojcowie Dominikanie z Avrille) czy też kapłanów ze struktur Neo-Kościoła. O wyborze takiej formy zdecydowało doświadczenie zamachu stanu z czasów Soboru Watykańskiego II, który na przełomie XX i XXI wieku powtórzony został w Bractwie Kapłańskim świętego Piusa X. Wrogowie Kościoła do perfekcji opanowali techniki infiltracji i przejmowania kontroli nad zorganizowanymi strukturami.
Pewnie pojawią się zaraz głosy, iż jestem wrogiem FSSPX. Odpowiem, że jestem przyjacielem, bo przyjaciel mówi prawdę, a nie udaje, że problemów nie widzi. W Bractwie jest wciąż wielu dobrych kapłanów, którzy troszczą się o dusze, którzy widzą problem nowej doktryny i sakramentów. Na przykład niektórzy księża Bractwa nie chcieli korzystać z olejów wątpliwie konsekrowanych w zeszłym roku przez zmarłego nagle posoborowego szwajcarskiego biskupa Wita Huondera. Jednak niestety ogólna sytuacja FSSPX stale się zmienia na gorsze. Nie miejmy złudzeń. Argentyński Jezuita zastawił sprytnie pułapkę i zapędził Bractwo w ślepą uliczkę.
Czy formuła funkcjonowania KRO jest idealna? Z pewnością nie. Żyjemy jednak w nadzwyczajnych czasach, a te wymagają nadzwyczajnych rozwiązań. Łacińska sentencja uczy nas, iż inter arma silent leges, co można przetłumaczyć: w czasie wojny milkną prawa. Cóż to może dla nas oznaczać? Że powinniśmy trzymać się prawa i zwyczajów na tyle, na ile jest to obecnie możliwe. Niestety w kręgach Tradycji wielu jest duchowych (a może i cielesnych) następców żydowskich faryzeuszy, którzy posługują się dziś normami prawa kanonicznego nie do ratowania Kościoła, ale do jego niszczenia. Wykazują się przy tym diabelską obłudą. Gdy KRO otwiera oratorium podnoszą larum, że czynimy to nielegalnie, podczas gdy sami tworzą miejsca kultu bez zgody bergogliańskiej hierarchii i nie widzą żadnego problemu. Gdy KRO formuje kleryków i święci kapłanów krzyczą, że to nielegalne i niekatolickie, a sami prowadzą seminaria wbrew postanowieniom prawa kanonicznego czy też udzielają święceń bez wymaganych przez prawo dymisorii, które wystawić powinien własny biskup ordynariusz.
Gdy KRO organizuje konferencję, z zazdrości i zawiści wpadają w szał, zamiast cieszyć się, że tak wiele dusz poświęciło czas, by pochylić się nad problemem kryzysu w Kościele i szukać remediów. Drażni ich to, że biskupi KRO pozostają poza ich ludzkimi układami i układzikami, nie są zależni od ich możnych sponsorów i mocodawców, głoszą niewygodą prawdę. Wystarczy spojrzeć jak różne niby-katolickie asocjacje i media próbują w ostatnim czasie rozszarpać Arcybiskupa Vigano. Dla jednych pan i heretyk, dla innych schizmatyk i buntownik. Łączy ich wszystkich zwykła zawiść i to, że chcieliby zamienić Kościół w prywatny folwark. Ot, taka droga synodalna niby-Tradycji, w której gardzi się kapłaństwem i współtworzy bergogliańską religię odwrotną, bo przecież świeccy wiedzą lepiej i będą teraz rządzić, internetowi kaznodzieje zastąpią kapłanów, a kapłani zajmą się brylowaniem, staną się kolekcjonerami ornatów i koronek, a przestaną zbierać zagubione dusze.
Dlatego KRO oraz jego pasterze z pewnością będą dalej drażnić pluszowych katolików żyjących w wirtualnym Disneylandzie, bo ich pluszowego życia nie da się pogodzić z rzeczywistością Chrystusowego Krzyża. Działamy zatem dalej dla chwały Bożej i zbawienia dusz, potrząsamy śpiącymi i wołamy na pustyni. Szczekanie psów tego nie zmieni. Mamy zawsze przed oczyma słowa Naszego Pana: „Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć będą i prześladować was będą, i mówić wszystko złe przeciwko wam, kłamiąc dla mnie. Radujcie się i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech. Boć tak prześladowali proroki, którzy przed wami byli” (porównaj Ewangelia według świętego Mateusza 5, 11-12)
Sporo niezrozumienia i wynikających z tego niepokojących podziałów środowiska Tradycji katolickiej nawarstwia się wokół kwestii sub conditione, a więc warunkowych święceń kapłańskich czy też bierzmowania czy też chrztu świętego. Czy Ekscelencja mógłby pokrótce wyjaśnić powody, dla których duchowni i zwykli wierni poddają się dodatkowym obrzędom? Jakie teologiczne przesłanki o tym decydują?
Nasz Pan Jezus Chrystus ustanowił siedem sakramentów Nowego Przymierza. Sakrament, jak naucza nas katolicki katechizm, jest widzialnym znakiem niewidzialnej Bożej łaski. My ludzie składamy się z duszy i ciała. Otaczającą nas rzeczywistość poznajemy za pomocą zmysłów i rozumu, którymi obdarzył nas Stwórca. Stąd też potrzebujemy pewnych widzialnych znaków, aby mieć pewność, że udzielana jest nam niedostrzegalna dla zmysłów Boża łaska. Aby sakrament został ważnie udzielony muszą zostać spełnione cztery elementy: materia (rzeczy lub czynności, postrzegalne zmysłowo: w przypadku Chrztu obmycie wodą, w przypadku Bierzmowania nałożenie ręki i namaszczenie Krzyżmem Świętym, w przypadku Święceń Kapłańskich nałożenie rąk itd.) forma (słowa wypowiadane przy udzielaniu sakramentu, które winny wyrażać, co dany sakrament powoduje), intencja (przy czym chodzi o intencję manifestowaną na zewnątrz w obrzędzie ustanowionym przez Kościół) i szafarz (osoba udzielająca sakramentu).
W ramach posoborowej rewolucji liturgicznej doszło w przypadku większości sakramentów do znaczącej ingerencji jeśli chodzi o te istotne elementy, co z kolei rodzi wątpliwości, czy obrzędy sfabrykowane na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku są ważne, to jest czy udzielają duszy Bożej łaski. W 1977 roku Arcybiskup Lefebvre w trakcie słynnego kazania wygłoszonego w Lille mówił: „Ten związek, którego liberalni katolicy pragną pomiędzy Kościołem i Rewolucją jest nieprawym związkiem – cudzołożnym. Ten cudzołożny związek może rodzić tylko bękarckie potomstwo. Gdzież są te bękarty? Są nimi [nowe] obrzędy. [Nowy] ryt Mszy jest bękarckim rytem. Sakramenty są bękarckimi sakramentami. Nie wiemy już czy są sakramentami, które udzielają łaski. Nie wiemy już czy ta Msza udziela nam Ciała i Krwi naszego Pana Jezusa Chrystusa. (…) Kapłani wychodzący z seminariów są nieprawymi kapłanami”.
Katolicki Ruch Oporu, tak jak czynił to Arcybiskup Lefebvre, uważa nowy ryt bierzmowania za bardzo wątpliwy, nie tylko ze względu na to, że na początku lat siedemdziesiątych XX wieku dopuszczono sporządzanie Krzyżma Świętego z jakiegokolwiek oleju roślinnego zamiast oliwy z oliwek (jest to problem poważniejszy, niż wielu się wydaje) oraz pojawił się problem nowego obrzędu święceń biskupich (a tylko biskup może poświęcić Krzyżmo Święte), ale także zmianę formy sakramentalnej. Tradycyjna forma brzmi: „Znaczę cię znakiem krzyża i umacniam cię Krzyżmem zbawienia w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”, a więc wyraża jasno skutek sakramentu w postaci umocnienia duszy.
Arcybiskup Lefebvre w „Liście otwartym do zagubionych katolików” pisał: „W jednakowym stopniu sponiewierano także sakrament bierzmowania. Powszechnie dziś stosowana formuła brzmi: „Znaczę cię Krzyżem, przyjmij Świętego Ducha”. Kapłan jednak nie precyzuje następnie, czym jest szczególna łaska sakramentu, przez który Duch Święty daje siebie; i sakrament jest nieważny. Właśnie dlatego zawsze reaguję na prośby rodziców, którzy widząc co się dookoła nich dzieje, mają wątpliwości co do ważności bierzmowania udzielonego ich dzieciom, albo lękają się, że zostanie ono udzielone nieważnie. Kardynałowie, którym w 1975 roku musiałem się tłumaczyć, zganili mnie za to i od tej pory w trakcie wszystkich moich podróży w prasie powtarzają się podobne zarzuty. Wyjaśniałem dlaczego nadal to robię. Wierni proszą mnie o udzielenie ważnego sakramentu nawet jeśli jest on „bezprawny”, ponieważ żyjemy w okresie, gdy prawo Boże, naturalne i nadprzyrodzone, ma pierwszeństwo przed pozytywnym prawem kościelnym, jako że to drugie przeciwstawia się pierwszemu, zamiast być przenoszącym je kanałem. Przechodzimy kryzys nadzwyczajny i nie powinno dziwić, że czasem zajmuję stanowisko, które nie jest zwyczajne” [fragment książki „List otwarty do zagubionych katolików”, arcybiskup Marcel Lefebvre, wyd. Te Deum, Warszawa 2006].
Dziwi fakt, iż wierni słyszą od kapłanów FSSPX, iż udzielanie sakramentu bierzmowanie sub conditione jest grzechem czy świętokradztwem, skoro wielu spośród tych kapłanów przyjmowało bierzmowanie sub conditione przy wstępowaniu do seminarium. Kto spośród wiernych do tej pory tego nie uczynił, winien jak najszybciej usunąć wątpliwości. Zachęcam do kontaktu w tej sprawie z kapłanami Katolickiego Ruchu Oporu. W celu rozwiania różnych mitów wyjaśniam, iż sakrament udzielany warunkowo nie jest drugim bierzmowaniem, udziela się go pod warunkiem: jeżeli nie zostałeś wybierzmowany. Jeśli zatem przyjęte kiedyś bierzmowanie okazało by się ważne, nie dzieje się nic. Jeżeli zaś – co jest bardzo prawdopodobne – było nieważne, wówczas na duszy wyciśnięte zostaje niezatarte znamię, dusza uzbrojona zostaje w siedem darów Ducha Świętego, tak bardzo potrzebnych nam w duchowej walce. Innymi słowy, od dnia bierzmowania sub conditione wszelkie wątpliwości, które wobec dewastacji tego sakramentu przez posoborowych rewolucjonistów są w pełni uzasadnione, zostają usunięte.
Analogicznie jest w przypadku sakramentu kapłaństwa. Kapłani, którzy decydują się na jego przyjęcie sub conditione dostrzegają jak istotna jest to kwestia z punktu widzenia istnienia Kościoła i nie chcą żyć z poważnymi wątpliwościami. Z jednej strony pojawia się bowiem problem ze zmienionym obrzędem święceń kapłańskich, a z drugiej z nowym obrzędem święceń biskupich. Nakłada się na to jeszcze kwestia tłumaczeń na języki narodowe oraz kreatywności szafarzy, do której zachęca na przykład opcjonalność zawartego w nowym rycie pouczenia kierowanego przez biskupa do diakonów, którzy mają zostać wyświęceni. Mamy zatem do czynienia z prawdziwą bombą. Trzeba zauważyć, iż arcyłotr Bugnini i towarzysze, nim w 1969 roku sfabrykowali Nowy Porządek Mszy, którego nazwa słusznie może nam się kojarzyć z Nowym Światowym Porządkiem, zdewastowali obrzędy święceń. Dlaczego? Bo doskonale wiedzieli, gdzie bije serce Kościoła. Bez ważnie wyświęconych biskupów i kapłanów Kościół ginie.
W 1947 roku Pius XII w Konstytucji Apostolskiej Sacramentum Ordinis zdefiniował, co stanowi formę i materię święceń diakonatu, kapłańskich i biskupich. Zaledwie 21 lat później rozstrzygnięcie to zostało całkowicie zlekceważone, kiedy w 1968 roku promulgowano nowy ryt święceń diakonów, prezbiterów i biskupów. Uzasadniając drastyczne zmiany Paweł VI wskazał, iż: „konieczne było dodanie, usunięcie i zmiana pewnych rzeczy, by przywrócić tekstowi jego wcześniejszą integralność, uczynić sformułowania bardziej zrozumiałymi i lepiej wyrazić skutek sakramentu”. Oznaczało by to, że przez wieki Kościół używał rytu w pewien sposób okaleczonego, źle — lub co najmniej nie w pełni — wyrażającego skutek sakramentu kapłaństwa! Kompletny absurd. Co ciekawe, arcybiskup krakowski Karol Wojtyła – co potwierdza kronika wawelska – już w marcu 1969 roku, zatem wiele miesięcy przed wprowadzeniem Novus Ordo Missae, zaczął korzystać w katedrze wawelskiej z łacińskiego tekstu obrzędów święceń ogłoszonego w Rzymie w 1968 roku. Był zatem prawdziwym prekursorem niszczenia Kościoła katolickiego w naszej Ojczyźnie.
Wątpliwości dotyczące nowych obrzędów i olbrzymie niebezpieczeństwo dla Kościoła z nich wynikające dostrzegał Arcybiskup Lefebvre. To był jeden z powodów, dla których zmuszony był konsekrować w 1988 roku biskupów zgodnie z rytem niewątpliwie katolickim. W czasie uroczystości święceń biskupich mówił on: „Dobrze wiecie moi drodzy bracia, że nie może być księży bez biskupów. Gdy Bóg mnie zawezwie – bez wątpienia stanie się to wkrótce – od kogo przyjmą ci seminarzyści Sakrament Kapłaństwa? Od biskupów soborowych, którzy zgodnie ze swoimi wątpliwymi intencjami udzielają wątpliwych sakramentów? To nie jest możliwe. Jacy biskupi prawdziwie zachowują Tradycję i sakramenty tak jak Kościół udzielał ich przez dwadzieścia wieków przed Vaticanum II? To biskup de Castro Mayer i ja. Nie mogę tego zmienić. Tak to jest. Stąd wielu seminarzystów zawierzyło nam, wyczuli oni, że tu kontynuowany jest Kościół, kontynuowana jest Tradycja. I przyszli do naszych seminariów, mimo wszystkich trudności na jakie napotykali, aby otrzymać prawdziwe święcenia kapłańskie, prawdziwą Ofiarę Kalwarii, Ofiarę Mszy i dać wam prawdziwe Sakramenty, prawdziwą naukę, prawdziwy katechizm. Taki jest cel tych seminariów. Tak więc nie mogę z czystym sumieniem osierocić tych seminarzystów. Nie mogę też osierocić was umierając, nie zabezpieczywszy przyszłości. To jest niemożliwe. Sprzeciwiałoby się to moim obowiązkom.”
Dziwi fakt, iż różni internetowi aktywiści FSSPX z zawziętością bronią ważności nowych obrzędów święceń i odsądzają od czci i wiary kapłanów, którzy słusznie stwierdzili, że nie chcą żyć i umierać z wątpliwościami i przyjęli sakrament kapłaństwa sub conditione. Święceń warunkowych udzielał zarówno Arcybiskup Lefebvre, jak i biskupi przez niego konsekrowani. Możemy wskazać na konkretne przykłady. W 2005 roku w seminarium w Zaitzkofen udzielono święceń kapłańskich sub conditione niemieckiemu księdzu Martinowi Janetti. Z kolei stosunkowo niedawno, bo w 2019 roku, w tym samym miejscu święcenia sub conditione przyjął chorwacki ksiądz Marco Tilošanec. Zachęcam zatem serdecznie kapłanów, którzy w ostatnich latach opuścili swoje diecezje i zgromadzenia w celu przyłączenia się do Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X do kontaktu z Katolickim Ruchem Oporu. Nie tylko możecie, ale macie obowiązek zająć się kwestią wątpliwości nowych obrzędów święceń.
Katolicki Ruch Oporu to chyba najmłodsza stażem inicjatywa duszpasterska dla środowisk Tradycji katolickiej w Polsce. Jak Ksiądz Biskup ocenia ten pierwszy etap jej funkcjonowania? Jakie są plany na dalszy rozwój?
Jesteśmy tylko narzędziami w rękach Pana Boga i to On ostatecznie osądzi, na ile byliśmy użyteczni. Po moich święceniach kapłańskich w 2017 roku zacząłem od posługi dla jednej wspólnoty wiernych. Dzięki łasce Bożej każdego roku organizowały się w całej Polsce kolejne grupy. Moja babcia ciągle pyta, jak wierni cię znajdują? Odpowiadam zawsze: do Prawdy prowadzi dusze Duch Święty. Jak mówi Psalm 144: „Blisko jest Pan wszystkim, którzy go wzywają: wszystkim, którzy go wzywają w prawdzie”.
Co ciekawe, wkrótce po święceniach kapłańskich zostałem zaproszony na spotkanie przez kapłanów FSSPX. Byłem namawiany, abym opuścił szeregi KRO i wstąpił do Bractwa. Mówiono mi, że tak inteligentny i pobożny ksiądz jak ja może zrobić znacznie więcej dla dusz, posługując w Bractwie, niż poza nim. Kiedy po kilku miesiącach stało się jasne, że nie dam się niczym skusić i nie dojdzie do mojego spotkania z ówczesnym przełożonym w Polsce księdzem Weberem, zaczęły się ataki. To ukazuje niestety hipokryzję. Gdybym był w ich szeregach, byłbym wspaniałym księdzem. Ale poza FSSPX jestem najgorszy. Oto bowiem w Bractwie nakłada się „ekskomunikę”, to jest odmawia możliwości korzystania z sakramentów katolickiej rodzinie dlatego, że ich dziecko zostało przeze mnie ochrzczone. Jak usłyszeli rodzice, gdyby zanieśli dziecko do chrztu do posoborowej parafii żadnego problemu by nie było. Pozostaje modlić się o opamiętanie.
Jak słusznie Pan zauważył, historia Katolickiego Ruchu Oporu w Polsce nie jest długa. Przez te kilka lat jeden polski kleryk został wyświęcony na kapłana, zaś w sumie ośmiu kapłanów przyjęło na terenie Polski święcenia sub conditione. Z ludzkiego punktu widzenia jest to niewielka kropla. Ale Pan Bóg jest w stanie tą kroplą ugasić pragnienie wielu dusz. Staramy się walczyć o dusze w tych niezwykłych okolicznościach. Chrzciliśmy dzieci, odprawialiśmy Msze Święte, spowiadaliśmy grzeszników, namaszczaliśmy chorych, błogosławiliśmy małżeństwa. Biskup Williamson odwiedzał nas regularnie i udzielał bierzmowania. Ojcowie Dominikanie z Avrille przyjmowali kolejnych tercjarzy. Głosiliśmy wiarę katolicką, bez której nie można podobać się Bogu. Głosimy prawdę, nawet jeśli jest ona niewygodna dla wielu.
Co się tyczy mojej sakry biskupiej, to dowiedziałem się o takich planach w 2021 roku. Były pewne osoby, także podające się za katolików Tradycji, które dokładały wszelkich starań, by do tego nie dopuścić. Ale jakie znaczenie mają ludzkie intrygi w porównaniu z wolą Bożą? W drodze do Polski biskup Williamson został zatrzymany na lotnisku. Z ludzkiego punktu widzenia sytuacja była beznadziejna, ale Niepokalana dała rozwiązanie. Zostałem konsekrowany na katolickiego biskupa w dniu 15 sierpnia 2022 roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pracy duszpasterskiej nieustannie przybywa. Co tydzień odwiedzam wiernych w innej części Polski bądź za granicą. Na całym świecie przybywa dusz, które chcą walczyć o Wiarę. Mamy obecnie ponad 20 miejsc w Polsce, w których prowadzimy apostolat: po kilka w okolicach Warszawy i w Małopolsce/na Podkarpaciu, a także na Lubelszczyźnie, na Podlasiu, na Górnym i Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, na Ziemi Lubuskiej, w Bydgoszczy i na Pomorzu.
Nie możemy zapominać, iż ewangeliczny Gospodarz pragnie nająć każdego do pracy w swej winnicy (porównaj Ewangelia świętego Mateusza 20, 1-16). Ostatecznie nie jest ważne, czy przepracujesz tam cały dzień, czy tylko godzinę, czy jesteś młody czy stary, zdrowy czy chory, biedny czy bogaty. Istotne jest to, abyś w winnicy Pana pracował gorliwie, abyś ze wszystkich swoich sił, całym swoim umysłem i sercem odpowiedział na wezwanie Boskiego Gospodarza, który chce Cię wynagrodzić niebiańskim denarem, życiem wiecznym. Ale oczekuje od Ciebie zaangażowania, prawdziwego oddania i solidnej pracy. Myślę, że nie jeden z tych, którzy formułują dziś absurdalne oskarżenia pod adresem Katolickiego Ruchu Oporu będzie musiał wstydzić się na Sądzie Ostatecznym ze swego duchowego lenistwa, z tego, że bezczynnie siedział godząc się na kolejne kompromisy ze złem, kiedy Zbawiciel wzywał go do realnej walki o Wiarę.
Dlatego zapraszam i wzywam dziś każdego do wspólnej walki o Wiarę. Przyszłość Kościoła oraz naszej Ojczyzny zależy od naszej wierności i gorliwości, od naszego oporu wobec działań sług diabła. Widząc coraz więcej katolickich duchownych słabych, załamanych i upadłych, których przygniatają trudy związane z życiem poświęconym służbie Bożej: samotność, prześladowania i oszczerstwa, trzeba nam kierować gorliwe modlitwy w intencji kapłanów Tradycji do Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Módlmy się także za zagubionych duchownych z posoborowego Neo-Kościoła, aby odnaleźli drogę do Prawdy i nie dali sobie mydlić oczu zapewnieniami, że ich formacja i święcenia są w porządku. Nowa posoborowa religia ma nową koncepcję kapłaństwa, która jest odmienna od katolickiej. Katolicki Ruch Oporu wspierał, wspiera i zawsze wspierać będzie kapłanów, którzy pragną usunąć wątpliwości dotyczące swojego kapłaństwa.
Módlmy się także o dobre powołania kapłańskie i o to, by nigdy nie brakło tych, którzy będą chcieli je po katolicku formować także w naszej Ojczyźnie. Wielkim ciężarem duchowym jest bowiem kształcenie się w innym państwie, co rodzi nie tylko problemy językowe, ale oznacza także konieczność dostosowania się do duchowości innego narodu. Wielu kleryków nie jest w stanie unieść tego ciężaru, wielu zapomina o swoich korzeniach, wielu załamuje się w obliczu skonfrontowania młodzieńczych wyobrażeń z rzeczywistością. Z pomocą łaski Bożej i przy wsparciu polskich katolików możliwe będzie kontynuowanie i rozwijanie dzieła w postaci polskiego tradycyjnego domu formacji. Każdy z nas może i powinien wspierać te trudne w czasach zamętu wywołanego przez wrogów Krzyża działania. Oby katolicka Wiara i katolicka Msza Święta jak najrychlej wróciła na każdą ambonę i każdy ołtarz w naszej Ojczyźnie! Ale nie stanie się tak, jeżeli dalej będziemy bierni, jeżeli nie będziemy żyć w stanie łaski uświęcającej, jeżeli chętniej niż po Różaniec Święty sięgać będziemy po laptop by poczytać plotki w Internecie, jeżeli nasza „walka” będzie czczą gadaniną.
Nie dajmy się nigdy zwodzić fałszywym prorokom, ani duchownym, ani świeckim. Choć w naszych czasach zło stało się wszechobecne, choć swąd szatana czuć tak często wśród tradycjonalistów, to nie możemy poddawać się zniechęceniu. Przed nami bowiem zadanie, które Arcybiskup Marcel Lefebvre opisał następującymi słowami: „Wytrwajcie mimo ofiar! Bądźcie prawdziwymi spadkobiercami tych świętych i tych męczenników, którzy stworzyli historię Kościoła. Kościół zawsze przeżywał prześladowania i trudności. Być może te są jednymi z najstraszliwszych, jednymi z najrozleglejszych. Ale skoro zostaliście wybrani, aby stać się żywymi kamieniami Kościoła, bądźcie także wierni, i bądźmy wszyscy wierni łasce Naszego Pana Jezusa Chrystusa” (kazanie wygłoszone 8 czerwca 1985 r. podczas bierzmowania w Le Peraudiere).
Serdeczne „Bóg zapłać” za rozmowę.
P.S.
Rozmowa odbyła się 1 lipca br, dokładnie w siódmą rocznicę święceń kapłańskich mojego czcigodnego interlokutora, którego herb biskupi prezentuję na samej górze niniejszego materiału.
K. Z.
Link do źródła, patrz Zagozda.info